poniedziałek, 10 grudnia 2012

Zielonogórski malarz z Gorzowa.






W połowie listopada ubiegłego roku umówiła się ze mną, pisząca nożem o zielonogórskim środowisku plastycznym, Renata Ochwat, dziennikarka Gazety Zachodniej. Pani Renata Ochwat od 1993. r. mieszka w Gorzowie. Po „wygraniu” dziennikarskiego konkursu Gazety Wyborczej miasto pozyskało wnikliwą recenzentkę wydarzeń kulturalnych. Dziennikarze zawsze budzą moje zaniepokojenie, ale i ciekawość. Niepokój pozostał z tego pamiętnego okresu, gdy dziennikarz przychodził z gotową uzgodnioną tezą i ze ściśle określonymi intencjami. Ciekawość, jak teraz pracownik mediów buduje swoją niepodległość, opartą na wiedzy, kulturze i emocji. Funkcjonariusz organu „obrabiał” rozmówcę, dziennikarz, w czasach, gdy kultura stała się towarem, staje się partnerem do rozważań jak najkorzystniej wprowadzić temat na rynek. Te krańcowo formułowane opinie odnoszą się nie do „kultury wysokiej”, jednak w jakiejś tam mierze do gazet codziennych, które dawniej budowały ideologię a dzisiaj podają do konsumpcji strawę „lekką łatwą i przyjemną”. Jak kartkę z udanych wczasów. Powstające gazety regionalne, o ile nie spełniają tego postulatu i nie dostosują się do gustów masowego odbiorcy, konają po cichu i jakby w zawstydzeniu.

Pani Renata Ochwat już po paru zdaniach wzbudziła moje zdumienie znajomością tematu a moją ostrożność zamieniła na nieskrępowaną rozmowę. Nawet nie zaprotestowałem, gdy naprzeciwko ustawiła nie wiele większy od pudełka papierosów aparacik z mrugającym czerwonym oczkiem, które w tym wypadku nie miało nic wspólnego z czerwoną lampką ostrożności, która zazwyczaj zapalała się we mnie, gdy dawno temu stawiano na stole walizę ze szpulami, którą objuczony był dziennikarz.

W bieżącym roku mija dziesięć lat od śmierci Andrzeja Gordona, zielonogórskiego malarza z Gorzowa, jak określił Go v-dyrektor Muzeum, Leszek Kania. Zapowiadana na godzinę wizyta zamieniła się na trzygodzinną rozmowę o życiu Artysty, który w wieku 47. lat zakończył swój twórczy żywot. Pani Renata poznała obrazy, rysunki, grafiki Andrzeja Gordona, Jego gesty i styl życia, a ponieważ osobiście Go nie znała, stał się dla Niej światem pełnym tajemnic, niejasnych przesłań i dręczących pytań. Ja w roku śmierci Przyjaciela miałem 60. lat. Leszek Kania, Jego serdeczny kolega, nieco ponad połowę moich lat. A teraz rekonstruuje życie Artysty osoba znacznie młodsza /kobiety nie pytaj o wiek/. Nie całkiem tedy Andrzej umarł, o ile dziennikarka-polonistka przygotowuje albumowe wydanie z powodu smutnej rocznicy, aby zachować w Gorzowie pamięć o jednym z bardziej znakomitych i znaczących malarzy, z tych tworzących duchową tkankę miasta, albo, jak kto woli, kulturalną tożsamość miasta nad Wartą. Zebrane materiały, liczne wywiady, zgromadzona bibliografia, czynią z Pani Ireny Ochwat źródło wiedzy o całym środowisku kulturalnym Gorzowa, jako, że Andrzej nie żył w osamotnieniu, a przez Jego pracownię przewijał się tłum przyjaciół i znajomych. Nasze Muzeum zakupiło duży zbiorowy portret pracowników Działu Sztuki Współczesnej wraz z dyrektorem, namalowany po naszej wizycie w Jego pracowni w roku 1984. Jego imiennik Andrzej Toczewski, na długo zanim został dyrektorem Muzeum nabył obraz w Jego pracowni. Nie zmieścił go jednak do wołgi, którą zabrał się do Gorzowa. Wobec tego dzieło przyjechało żukiem i w naszym Muzeum stolarze sklecili konstrukcję na dachu malucha i tą limuzyną Andrzej podjechał pod swój wielokondygnacjowy blok. Papier podarł się jednak podczas transportu i nagle na balkonach pojawili się widzowie, którym przyszły dyrektor, wyprzedzając swoją funkcje, zorganizował taki niespodziewany wernisaż. Jeszcze jedno wspomnienie zachował Andrzej i to z okresu, gdy był Generalnym Sekretarzem Lubuskiego Towarzystwa Naukowego. Otóż zakupił u Gordona panoramę Zielonej Góry. Z poczuciem dumy zawiesił obraz w sali konferencyjnej Towarzystwa. Dzisiejszy rektor Uniwersytetu Zielonogórskiego, a wówczas prezes LTN-u profesor Michał Kisielewicz, zapytał wskazując na panny u dołu obrazu o urodzie i proweniencji „Panien z Awinionu”. -To są muzy, nauki i sztuki, objaśnił Sekretarz a poparł Go profesor Hieronim Szczegóła skinięciem głowy i zamknął sprawę profesor Kazimierz Bącal stwierdzając: - Dobre, to jest dobre.


Dział Sztuki Współczesnej zakupił od Andrzeja Gordona:
17 prac grafiki warsztatowej [akwaforta, akwatinta, serigrafia, linoryt, drzeworyt].
40 prac rysunkowych tuszem i flamastrem.
20 pasteli.
23 prace olejne na płótnie.
Jest to największy zbiór muzealny Jego prac.
 

Z Leszkiem Kanią toczymy dłuższą dysputę. Pokoleniowo Andrzej należał do generacji warszawskich znakomitości. Reprezentowali tę formację Edward Dwórnik, Jan Dobkowski-Dobson czy Jury Zieliński. Ten ostatni już nie żyje, zmarł w niejasnych okolicznościach. To był ważny głos młodych w stolicy. Leszek w kilka dni po śmierci Andrzeja zorganizował Jego dużą wystawę w naszym Muzeum a nieco później \luty 1993\ w Muzeum w Legnicy. Zawiózł tam 30. prac malarskich i 50. rysunków wraz z pastelami.

Wcześniej w naszym Muzeum zorganizowaliśmy wielką ekspozycję na wzór wnętrza sakralnego. Jego prace doskonale się nadawały na wystawę tego typu.
Życie jest piękne, ale i okrutne. To jest wyświechtany banał, podobnie jak odkrycie, że życie to pogoń za wciąż innymi wyzwaniami, celami, chęć osiągnięcia intensywniejszych przeżyć. Do Andrzeja przystają jednakże słowa meksykańskiego architekta - Luisa Baragana: „Pewność śmierci jest motorem działania”. Jego prace, pełne emocji niosą tak właśnie sformułowany zapis. Symboliczne ukrzyżowania, to uwielbienie siły witalnej zakończonej katastrofą. Nie trzeba być wyspekulowanym intelektualistą, aby tak odczuwać te orszaki zanużone w miłości, przedstawiane z perwersyjną śmiałością. Tę całą megamitologię, gdzie pojawiają się w konwulsyjnych splotach nagie ciała w towarzystwie demonów, aniołów, jako realny świat, nad którym krążą helikoptery męskich genitalii. Czy może być wyrozumiałość i akceptacja do tak przedstawianej miłości?. Agresja w akcie seksualnym, jego brzydota, czy to protest?. A może to Jego droga od uwielbienia do nienawiści?. Od folgowania sobie aż po śmierć?. To także nic innego jak znany od średniowiecza taniec śmierci, czy pełne paradoksu renesansowe opisy cierpienia z miłości. czy emocja żarliwie przedstawiana w literaturze romantycznej. Można by mnożyć kolejne przykłady, aż po albumowe, często destrukcyjne, tomy sztuki erotycznej, wydawane współcześnie. Teraz, gdy świat doznał 11. września apokalipsy, której źródłem jest nienawiść, gdy emocje zapisały się w skali totalnej, sztuka Andrzeja Gordona, przez indywidualne doznanie, skierowane do swego wnętrza, nabrała humanistycznego sensu. Kryterium opisu świata, zmieściło się w Jego indywidualnym losie, w przeżyciu jednostkowym opisanym jako Jego sprawa i Jego los. Bardzo bym chciał, aby Pani Renata Ochwat wpisała kolejny raz Andrzeja Gordona w świadomość artystyczną nie tylko swojego miasta, ale otworzyła szerzej drzwi do historii polskiej sztuki, na miarę Jego dokonań artystycznych. Tym bardziej, że Stanisław K. Stopczyk, krytyk z metropolii, w opracowaniu - „Malarstwo polskie od realizmu do abstrakcjonizmu”, wymienia Andrzeja Gordona jako czołowego artystę, związanego z nurtem nowej figuracji.

W 1980. Muzeum wydało kolejny katalog autorski poświęcony Andrzejowi Gordonowi. Powstał w specyficzny sposób. Umówiłem się z Andrzejem, że ja będę pisał do Niego listy, a On mając wyraźną niechęć do sztuki epistolarnej będzie mi „odpisywał” rysunkiem na moją korespondencję. Potem zamieścimy ten wspólny plon w Jego katalogu mojego autorstwa. Pierwszy list napisałem 3. lutego 1980. roku. W sumie było ich kilkanaście. Nie wszystkie weszły do katalogu. Dokonano pewnego wybory, zlikwidowano powtórzenia oraz określenia mało cenzuralne. Tekst powyższy nie jest auto-plagiatem. Wystrzegałem się tego grzechu i sądzę, że się wybroniłem. Zakończyliśmy tę zabawę, gdy Andrzej po oświadczeniu, „Widzisz to jest korespondencja jednostronna…” nagle .napisał do mnie, „Mój Drogi, dzięki za list…Strasznie mi głupio,…ale za Boga nie myślałem, że te durne rysunki są coś warte. Strasznie mi głupio. [Wyjaśniam, że były to często rysunki dosyć obsceniczne J. M.] W nowym roku wpadniemy odwiedzić Ciebie i Zieloną Górę. Śmieszne, ale to pierwszy list. Ukłony dla Twoich bliskich i dla Ciebie. Andrzej Gordon 31 12 1980

Urodził się w1945. w Bydgoszczy. Studia w Warszawie. Dyplom z wyróżnieniem. Malarswo u Studnickiego, grafikę u Rudzińskiego. Przyjaciele związani z nurtem nowej figuracji: Jan Dobkowski-Dobson, Edward Dwójnik, Antoni Sałat, Jan Popek, Eugeniusz Wygowski, Jerzy Jury Zieliński. Tomasz Ciecierski.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz