wtorek, 11 grudnia 2012

Alf Kowalski – artysta malarz, muzealnik [1914-1996]


Właściwie Alfons Kowalski, ale od czasu, gdy w połowie XIX wieku na scenach europejskich pojawiła się komedia Aleksandra Dumasa: -”Monsieur Alphonse”, której tytułowy bohater trudnił się pobieraniem opłat z nierządu i stręczycielstwem - imię to poczęło kojarzyć się jednoznacznie z sutenerstwem - i zyskało nieprzemijającą sławę. Niegodziwy przyjaciel, a zarazem zwierzchnik Alfa, Wojewódzki Konserwator Zabytków Klem [Klemens] Felchnerowski, gdy Kowalski był szefem Muzeum w Międzyrzeczu, na każdej naradzie przedstawiał kolegę malarza, „ Alfons Kowalski, ale to imię, nie zawód”. Gdy Alf nieśmiało oponował Klem dodawał, „Człowieku to dla twojego dobra”. Gdy zaś Alf nadal był zdegustowany, Klem bezlitośnie oznajmiał, „No wiesz z tym wyglądem, ale w tym towarzystwie włos ci z głowy nie spadnie mimo tak kompromitującego imienia, ale nie jesteś jedyny. Alfonsami byli królowie Portugalii, Alfonsem był malarz Karpiński, a także wybitny grafik Mucha. Nie jesteś jedynym Alfonsem, chociaż jedynym w swoim rodzaju".


I tutaj trzeba wyjaśnić. Alf był łysy totalnie, ani brwi, ani rzęs, co powodowało, że w towarzystwie owłosionych wyróżniał się zdecydowanie. Trudno powiedzieć, czy tylko korzystnie. W każdym razie był absolutnie i dogłębnie, inny. Alf był także czynnym malarzem „pejzażowym”. Ten fakt także drażnił Klema. Oznajmiał: „Człowieku, dla mnie jesteś przede wszystkim artystą. Jesteś mało postępowym. Zarzuć ten patologiczny realizm. Awangarda czeka na twój talent”. Alf popełnił kilka dzieł awangardowych. Ślady tego dramatycznego wyboru, znajdują się w zbiorach muzealnych. Natomiast Jego olejne obrazy, malowane w plenerze dowodzą, że był wykształconym malarzem. Denerwowałem Klema pokazując prace Alfa, ze słowami, - „Dzisiejsi malarze nie są w stanie takich dzieł namalować. Brak im bowiem warsztatu, a talent zastępują tak zwanym performensem, albo happeningiem”.






Alf Kowalski urodził się w Inowrocławiu, w kwietniu 1914.roku. Po szkole i gimnazjum, rozpoczął studia artystyczne w Poznaniu, które ukończył już po wojnie, w 1946. gdy na uczelni zdobnictwa artystycznego pojawił się szyld, „Państwowy Instytut Sztuk Plastycznych”. Do Międzyrzecza przywędrował rok wcześniej. Nie wiemy dokładnie, co było powodem, ale z Jego słów, można się domyśleć, że zadecydowały sprawy egzystencjalne. „Dosyć miałem siedzenia na walizkach, trzeba było coś z tym życiem zrobić”. Porzucił pracę w Muzeum Wielkopolskim i ze Związku Zachodniego, poparty przez kolegów nauczycieli, dołączył do ekipy poznańskiego wojewody, udającej się na Zachód. Gdzieś wyczytałem jak to Alf Kowalski, pieszo, wśród czyhających zewsząd wrogich sił ludzkich i braku pogody, pieszo z Dąbrówki Wielkopolskiej, dotarł do Miedzyrzecza, - oczywiście głodny, przerażony i spragniony, - głęboką nocą. To było wręcz wskazane, aby pionierów przedstawiać w obliczu, często wydumanych trudności, a gesty ich zazwyczaj w pozach heroicznych. Tymczasem, co udokumentowano archiwaliami, w Dąbrówce Wlkp. powstał Inspektorat Oświaty, w którym Alf pracował z konkretnym przydziałem, - ratowania śladów polskości. Dostał do dyspozycji podwody, to znaczy konie i wóz, aby mógł się poruszać po terenie i gromadzić to, co uznał za warte ochrony jako świadectwo polskiej kultury na pograniczu. Międzyrzecz do 1793 był zachodnią strażnicą Polski w sensie politycznym, zaś wśród ludności, w okolicznych wsiach przeważali Polacy, oglądani z podejrzliwością po 1945. roku. To oni w pruskim zaborze manifestowali swoją polskość, co w czasach hitlerowskich doprowadziło ich do obozu w Oświęcimiu.


Zgromadzone „dobra” przywiózł Alf do Międzyrzecza jako urzędnik w Referacie Kultury. Na tym stanowisku zorganizował w starostwie pierwszą wystawę z okazji 1. maja, zachęcając w programie obchodów, do jej zwiedzania. Od Komendanta radzieckiego pod koniec 1945. roku otrzymał budynek landrata, który opuściła armia z bratniego kraju. Ten obiekt byłego niemieckiego starosty, Alf, wykorzystując jego reprezentacyjne pomieszczenia, przeznaczył na muzeum. Już w lipcu, 1946.roku korzystając z politycznej okazji, zorganizował wystawę, po której oprowadzał jako szef placówki. Pracował razem ze swoją żoną Ewą, historykiem z zawodu. Pod nadzór Muzeum oddano rok później kazimierzowski zamek i park. Ten zespół, o wielkim znaczeniu historycznym, oficjalnie uznany za zabytek, także krajobrazowy, przeznaczony został do zwiedzania ze szczególną opieką konserwatorską. Obszar między Obrą i Paklicą. Alf znał dosyć dobrze, gdyż „za Niemca” pracował jako parobek u „bałera” i w tamtym czasie miał już kontakty z Polakami. Teraz dopiero magazyny i ekspozycje wzbogaciły się o etnografię i materialne dokumenty polskości. Klemens Felchnerowski przeznaczył część budżetu na badania archeologiczne, poświadczające nasze prawo do tych ziem, jako, że „byliśmy, jesteśmy i będziemy”. Archeologiczne „wykopki” były w poważaniu przez polityków, jako słuszne, naukowo udowodnione polityczne stanowisko. Ponieważ Wojewódzki Konserwator Zabytków uszczuplił budżet, bez zgody Ministerstwa Kultury, został ukarany naganą i odwołany ze stanowiska, jednakże z pełniącym obowiązki Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Po trzech miesiącach sprawa została wyłagodzona i stanowisko przywrócone. Tutaj sławę archeologa zdobywał znakomity Edward Dąbrowski a na praktyce studenckiej był nie mniej zasłużony Stanisław Kowalski, późniejszy Wojewódzki Konserwator Zabytków, notowany w ścisłej czołówce naukowej konserwatorów, należący do grupy tych, legitymujących się najdłuższym stażem na tym stanowisku, w skali kraju. Jako ciekawostkę trzeba podać, że kiedy Stanisława Kowalskiego zmógł Wojewoda stanu wojennego, objął po Alfie, emerycie kierownictwo tej placówki. Międzyrzecz należał wtedy do województwa gorzowskiego i w ten sposób Stanisław Kowalski zrealizował zalecenie, aby opuścił „stołek konserwatora, a najlepiej i województwo”.






Alf Kowalski nie miał lekkiego życia, stale użerał się z urzędnikami, utrudzony faktem, że nie pozwalali realizować Jego planów. A były one, jak na tamte czasy, trudne do wcielenia w czyn i to głównie z powodów finansowych. Alf postanowił zrealizować program, który zakładał przywrócenie układu przestrzennego zamku i otoczenia z czasów Bolesława Chrobrego. O takie teoretyczne opracowanie zwrócił się do profesora Gerarda Ciołka, autora zrekonstruowania i uporządkowania Nieborowa i Wilanowa. Robił to bez uzgodnień z władzą wojewódzką. Do Wydziału Kultury W.R.N. przesyłał rachunki do realizacji. Sumy przeznaczone na pokrycie dachu wydał na zakup ozdobnych, kutych krat okiennych. Zlecił ogrzewanie elektryczne zespołu zamkowego do Pracowni Konserwacji Zabytków w Poznaniu. Z dokumentacji wynikało, że pobierany prąd przewyższał zapotrzebowanie prawie dla całego miasta. Toteż nie należy się dziwić, że na naradzie [15. XI. 1961.] Kolegium Wydziału Kultury podjęto decyzję o odwołaniu Alfa Kowalskiego ze stanowiska Kierownika Muzeum w Miedzyrzeczu. Zablokowano konto, aby „ukrócić samo wolę powodującą straty na szkodę skarbu państwa”[Archiwum Państwowe w Kisielinie. Zespół Wydziału Kultury. syg.29,]. Jako Wojewódzki Konserwator Zabytków, tym razem ja zostałem zaproszony do Ministerstwa Kultury i Sztuki, Centralnego Zarządu Muzeów i Ochrony Zabytków gdzie otrzymałem, reprymendę „za brak nadzoru”, z ostrzeżeniem utraty stanowiska, powołania super kontroli i tak dalej w tym duchu, jednak w przyjaznej atmosferze.


Alf się nigdy nie dowiedział z komórki konserwatorskiej, jakie to ciemne chmury zbierały się nad jego głową. Nie mieliśmy odwagi poinformować Alfa o stanowisku Kolegium Wydziału Kultury, tym bardziej, ze należeliśmy do tego ciała administracyjnego.


Zarówno Stanisław Kowalski jak i ja, byliśmy zafascynowani historią Międzyrzecza. Nawet napisaliśmy słuchowisko radiowe o zamordowaniu Pięciu Braci w międzyrzeckim Eremie. W roku 1000. przybyli do Polski dwaj misjonarze z Włoch. Przyjęci życzliwie przez Bolesława Chrobrego, zostali osadzeni w Miedzyrzeczu, aby przygotować misję nawracania pogan. Dołączyli do nich polscy bracia o zakonnych imionach, Izaaka i Mateusza. Kucharzem był Krystyn. Wszyscy zostali zamordowani na tle rabunkowym. Ich żywot opracował Bruno, kapelan Ottona III. Staraliśmy się nadal rozwijać kult męczenników, gdzie tłem była jednak nasza prowincjonalna poprawna polityka. Oczywiście, winni byli Brandenburczycy.


Wszystko, co robił Alf było do zaakceptowania, tylko warunki były niesprzyjające. W całej mojej pracy zawodowej zapamiętałem, jak mantrę, powtarzaną frazę:


- ”Mamy towarzysze rok szczególny, trzeba przyciągnąć pasa”.


Alf zasłużył sobie na szacunek. „Żołnierz Wolności” w 1979.roku zamieścił poważny reportaż o dokonaniach Alfa Kowalskiego. Płk Antoni Kołaczewski pisał: -„Tylko artysta potrafi, bowiem wyobrazić sobie dzieło w gotowym kształcie...Tylko impulsywny artysta a nie chłodny racjonalista, mógł w tych trudnych powojennych czasach...” i dalej w stylu uprawnionym do tego, by Alfa Kowalskiego, słusznie obwołać twórcą Pomnika Tysiąclecia Państwa Polskiego. Dzisiaj Miedzyrzecz z dumą wspomina, że Alf Kowalski był Lubuszaninem 25. lecia i 30. lecia, że Bolesław Soliński, naczelny „Nadodrza” napisał wiersz na Jego chwałę i zamieścił w swoim organie, że Alf otrzymał wszystkie możliwe odznaczenia i dyplomy regionalne. Doczekał się uznanie także w skali kraju.


Stało się to za sprawą gromadzonych przez Starszego Kustosza zbiorów muzealnych. Archeologia, zabytki etnograficzne, królewskie dokumenty, świadectwa kasztelańskiej opieki, archiwalia dotyczące pierwszych zarządzeń władzy ludowej, wszystko to blednie wobec jedynego, unikalnego zbioru portretów trumiennych. Zbierał je Alf z pasją detektywa, przeglądając strychy kościołów, domostwa bogatych gospodarzy, błagając o przekazy, aż stworzył kolekcję, godną reprezentowania tej specyficznej sztuki polskiej w historii sztuki europejskiej.


W okresie kontrreformacji [1650-1750] rozwinął się w Rzeczpospolitej Obojga Narodów obrządek pogrzebowy na miarę spektakli teatralnych. W kościele wznoszona rozbudowany katafalk nazywany „Castrum Dolores”. Po obchodach trwających nieraz dłużej niż tydzień, po przeniesieniu nieboszczyka pod bramą triumfalną, składano jego trumnę na owym wyniesieniu i rozlicznymi laudacjami oraz modlitwą, wobec Boga i świętych, nobilitowano jego życiorys. Z wysokości katafalku, całość uroczystości przeżywał niemy świadek spoglądający na zebranych w kościele, z portretu umieszczonego na trumnie. Te portrety zachowywano po obrządku pogrzebowym, albo w kościele, albo w rodzinnych dobrach. Bezwzględny czas nie zniszczył ich wszystkich. Portret „Pięknej” Ewy Bronikowskiej z poczuciem XVII-wiecznej estetyki, spoglądał na zebranych w muzeach Londynu, Paryża, Zurychu, Mediolanu i Rzymu.


Triumf idei muzealnictwa odsunął w cień twórczość malarską Alfa Kowalskiego. W zbiorach Muzeum Ziemi Lubuskiej zachowały się świadectwa Jego dokonań i na tej drodze. Koncepcję estetyczną w muzealnictwie Alfa kontynuowali kolejni kierownicy tej placówki, zachowując wzór doskonałego muzeum regionalnego. Doktora Stanisława Kowalskiego sprowadził do Zielonej Góry Wojewoda Zbyszko Piwoński. Funkcję kierownika placówki objęła długoletnia pracowniczka Muzeum w Międzyrzeczu, mgr Joanna Patorska. Filozofia nędzy objawia się w innym słownictwie, ale merytorycznie w tym samym znaczeniu: - „Proszę Państwa, to są czasy szczególne dla kultury, musimy zacisnąć pasa”. Marzenia Alfa, o stworzenie skansenu w obszarze dwóch historycznych rzek, Obry i Paklicy czekają na realizację.






Alf Kowalski zmarł w 1993. roku. Został pochowany w Piasecznie koło Warszawy. Opłakiwała go żona Ewa, która współtworzyła dzieło życia Alfa Kowalskiego, oraz dzieci, Marta i Paweł.












3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alf, podlegając im służbowo, musiał mieć kontakty z decydentami z województwa. Jednak by realizować swoją wizję, najchętniej omijał urzędników z Zielonej Góry, doprowadzając ich tym do furii. Dzielnie parł prosto do Warszawy do prof. Stanisława Lorenza z Muzeum Narodowego, prof. Aleksandra Gieysztora z Zamku Królewskiego, do naukowców z Poznania (Kurnatowskiego i Malinowskiego). Przez nich do ówczesnych ministrów Kultury i Sztuki, którzy w tamtych słusznie minionych czasach przymykali oko, że nie był członkiem PZPR. Wszystkich ich zjednywał sobie pasją, pozyskiwał swoją dalekosiężną wizją placówki kulturalnej, zdobywając pomoc przy remoncie zamku, kasztelanii i pracach archeologicznych w nikomu nie znanym miasteczku na zachodnich rubieżach PRL. Lubili go, cenili, wspierali, odwiedzali. Bywali gośćmi w jego skromnym domu, gdzie z przyjemnością słuchali improwizacji fortepianowych Alfa lub prowadzili dyskursy filozoficzno-historyczne z jego żoną Ewą. Mimo drobnej postury i zdrowia zniszczonego przez chorobę na tle której wyłysiał, Alfons Wierusz-Kowalski był KIMŚ. Nie bez powodu Międzyrzeczanie pamiętają o nim do dziś - stworzone przez niego muzeum nosi jego imię, ma swoją ulicę, a przedstawiająca go rzeźba dzieła Michała Bajsarowicza zasiadła na ławce przy skwerze, skąd Alf, jak niegdyś, wypatruje motywu do uwiecznienia na płótnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego tutaj jest podana błędna data jego śmieci? Źródło https://www.openstreetmap.org/node/10171020660

    OdpowiedzUsuń