sobota, 8 lutego 2014

Do przyjaciół z ul. Fabrycznej w Zielonej Górze

 Halinko i Witusiu
Nie jest łatwo z wygnania pisać do Przyjaciół bez użalania się na los. Tak więc w jednym zdaniu; - „Starych drzew się nie przesadza”.
 W Zielonej Górze byłem nieprzerwanie od 1956. do 2013.  [57 lat]
 I jak tu się kurwa pogodzić z takim przemieszczeniem, którego nie mogę osobiście ogarnąć. Bohatersko powiedziałem, że Bożenusi nie opuszczę. Przyrzekłem sobie, że nawet czołgając się będziemy razem.. W takim optymistycznym postanowieniu pomagała moja wnuczka, Ludmiła, córka Doroty, która zdobyła średnie wykształcenie, z zakresu opieki nad starcami, ale w Zielonej Górze, sprzedawała buty, a znają dobrze angielski, [ojciec prowadził szkołę językową] wyjechała podcierać dupy Angolom, Wtedy ja zostałem kucharzem, robiłem pranie, chodziłem po zakupy, sprzątałem, aż pewnego dnia pojawiły się objawy ostrzegawcze udaru mózgu. Zabrało mnie pogotowie, lekarze orzekli, że mam szczęście, bo stan się nie zdążył utrwalić i z diagnozą afazja, na własną prośbę, opuściłem mury służby zdrowia. Szczęście to ja miałem, gdyż dzień wcześniej przyjechała wnuczka z Poznania, i Ona energicznie zadziałała, gdy mi odjęło mowę i sparaliżowało ciało.
Lilusia zarządziła przeprowadzkę, gdyż ta afazja to jest zapowiedź, że udar może się powtórzyć i wtedy już nic mi nie pomoże, gdy będę sam w Zielonej. Dostaliśmy do dyspozycji pokój, wszelkie urządzenia do walki o zdrowie, ale niestety, po upływie pól roku, wszyscy już byliśmy chorzy. Teraz Bożenka jest w specjalistycznym, całodobowym domu opieki. Codziennie ją odwiedzamy. Ja żyję w poczuciu alzheimerowskiego oksymoru. Cieszę się, ze Bożenka na nas nie czeka, że nie chce, abyśmy pozostali i równocześnie cierpię, że nas nie poznaje. Nieraz  mówi do mnie, „tatulku”, ale zaraz się oddala.
Andrzej Czarkowski, mój drogi szwagier, profesor? z Sulechowa [wyższa szkoła zawodowa], jak poszedł na emeryturę to truje dupę, że cierpi, gdyż czuje się niepotrzebny. Wobec tego aby go pocieszyć określiłem swoje samopoczucie.
- Stoję na wąskiej kładce, ograniczonej ścianami. Opieram się, wtedy gdy czuję osłabienie i gdy nachodzi na mnie przejściowe zaburzenie widzenia, zazwyczaj w wybranym przez przypadek, oku. Także szukam oparcia gdy chód mój staje się niepewny i następują niekontrolowane zawroty głowy. Jednym zdaniem, w sensie dosłownym, kiedy czuję, że jest już prawie pozamiatane, wtedy to oparcie pozwala mi jeszcze trwać. Jedna ściana nazywa się „smutek” a druga „depresja”.
Tak. - Alleluja i do przodu, jak mówi pewien rudy facet. Musimy jednak wiedzieć, że „rudzielce są fałszywe” i mimo takiego hasła może na końcu korytarza pojawić się słowo, „paranoja”.

Halusiu i Witku
Żyjemy w tym Poznaniu. Każdy dzień jest podobny. Lilka przyjeżdża z pracy ja już czekam ubrany i jedziemy na ulicę Konarskiego. Tam jest ten państwowy dom opieki na ludźmi przetraconym przez życie. Tak brawurowych działań twórczych, z ludzkim ciałem, dokonanym przez pozbawioną chaosu naturę, nigdzie byście nie spotkali. Zapewniam Was, że wprost trudno sobie wyobrazić, aby człowiek  brzmiało dumnie, jak pewien kolaborant literacki oznajmił przy pomocy złowieszczej doktryny, wypełniając ją  ideologiczną, rzekomo naukową, komunistyczną treścią.  
Wnuczek, ten sam który był  podnoszony na sztywnych nóżkach, przez dziadka, pod lampę, zrobił o mnie film. Takie epitafium. Skończył w Łodzi, jak mówi „filmówkę”. Zrobił kilka filmików reklamowych, ale teraz z żoną prowadzą sklep internetowy z eko-żywnością. Dzisiaj przywiózł mi karpia w galarecie za 25 zł. Starczy dla całej rodziny i psa, który w domu jest najważniejszą osoba. Gdy wychodzą z domu, córka i dwie wnuczki , zostawiają światło w przedpokoju, bo piesek boi się ciemności. Suki syn wyciągał z wiadra śmieci. Wsadziłem mu łeb do wiadra i walnąłem parę razy w to metalowe wiadro, wykrzykując głośno; -  wiadro. Teraz gdy tylko wypowiem, „wiadro”, piesek kuli ogon i idzie do kojca. Tutaj przydał się radziecki uczony. Pawłow, tak jak Wołow, od którego powstała dupa wołowa.
Musiałem odszukać Wasz adres, gdyż kalendarzyk z adresami i telefonami pozostawiłem w Zielonej. Dlatego tyle trwało to pisanie.  Kłaniam się Halusi, pięknym Paniom, a Tobie ściskam prawicę, tylko bez żadnego chorobliwego skojarzenia.
              Jan Muszyński, na wszelki wypadek podaje Tobie lewą rękę.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz