Kochani Reniu i Jasiu, piszę ten list
wrzący od emocji i opętany pasją na temat żurawi, totalnym olśnieniem i
euforycznym doznaniem, magicznym i realnym.
Byłem
wtedy studentem drugiego albo trzeciego roku studiów na UAM w Poznaniu.
Wujek zaprosił mnie do Witnicy, niedaleko Gorzowa. Mieliśmy podejść
żurawie, płochliwe i trudne do podglądania. Był mroźny poranek, ale
chwilami przywiewało smużką ciepłego tchnienia. Czekaliśmy w napięciu
nieco ukryci w oczeretach. Po 60- dziesięciu latach znalazłem opis
fantastyczny. kapitalny, pod którego wrażeniem pozostaje po dzień
dzisiejszy. To wręcz metafizyka. Jasiu, samemu trudno w to
uwierzyć.Sześćdziesiąt lat minęło od tego zapierającego dech spektaklu.
"I przyszły szare, niby w mrok
odziane ptaki, z długimi czerwonymi pióropuszami. Wielkie, o długich nogach,
wysmukłych szyjach i małych głowach ukazały się nagle, wywołując dziwne
podniecenie. Posuwając się naprzód obracały się w koło, na poły fruwając, na
poły tańcząc. Podnosząc z wdziękiem skrzydła, poruszały się z niesłychaną
szybkością. Była to niby gra szarych cieni, którą oko zaledwie śledzić zdołało.
Jakiś osobliwy czar tkwił w ich ruchach i wszyscy, którzy dotychczas nie byli
na górze, teraz zrozumieli, dlaczego całe to zebranie nosiło nazwę tańca
żurawi. Taniec ten miał w sobie pewną dzikość, tylko że uczuciem, które dzikość
ta wzbudzała, była czarowna tęsknota. Nikt już nie myślał o walce, natomiast
wszystkie te istoty skrzydlate i bezskrzydłe czuły teraz chęć uniesienia się
wysoko, jak najwyżej, ponad obłoki, aby zobaczyć, co one kryją. Taką tęsknotę
do tego czego nie da się osiągnąć, zwierzęta odczuwają tylko raz do roku, a
mianowicie tego dnia, kiedy widzą wielki taniec żurawi".
Opis szwedzkiej pisarki Selmy
Lagerlof, z książki „Cudowna podróż”.
Pod
wrażeniem tego spektaklu pozostałem do dnia dzisiejszego. Nawet
zamówiłem obraz u Józka Burlewicza, który maluje z natury i trudno Jemu
podejść te ptaki. Przystał jednak na komplet fotografii i obiecał, ze
weźmie się do roboty. Żurawie w sztuce pojawiły się, głównie za sprawą
Chełmońskiego. Kiedy zmarł ojciec Józefa Chełmońskiego w roku 1870, syn,
żurawia potraktował metaforycznie. Jako czarny smutek zanikający w
depresyjnej mgle. Jest to obraz niezbyt duży, zbliżony do kwadratu
[50x50] mało znany w historii sztuki. Przygnębiający smutek i
opłakiwanie jednak minęło, co poświadczają kolejne dzieła. Z roku 1910. -
Żurawie,Powitanie słońca i z 1913, - Żurawie o poranku.
Są to wspaniałe dzieła, o dużych formatach,
przekraczających, każdy z nich, dobrze ponad metr. Są ozdobami kolekcji
muzealnych, wiele też znajduje się w prywatnych zbiorach. O Boże, ale
się rozgadałem.
Kochana Reniu i Drogi Jasiu
Nie
mogę uwolnić Was od przekonania, że jak się trafi w zasięgu wzroku
lekarz, każdy się czuje w obowiązku powiadomić go o swoich chorobach. A
więc u nas jest, jak jest. Znacie to z rozmów telefonicznych.
Do Bożenki codziennie jeździmy. Teraz to jest
bardziej dla nas, jak dla Niej. Ważne, że ma apetyt na nasze , pokrojone
w plasterki jabłko i połowę banana. Potem idę z Bożenką na kolacje i
pozostaje tak długo aż połknie leki, co nie jest takie proste.
Pozdrawiam i zapewnia o swojej wdzięczności i miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz