Pani Zosieńko, tak jak się
umówiliśmy, napisałem tekst o żurawiach, który teraz przesyłam, przepraszając
za opóźnienie wynikające nie tylko z lenistwa, ale także z mojego samopoczucia.
Zdarza się, że nie mam chęci nawet na dalszy ciąg życia. Moje ciało bardzo mnie
upokorzyło.
Nostalgia, to właściwe słowo,
ale dokładnie, czyli w sensie dosłownym, nie wiem za czym. Może za wszystkim,
za przemijającym życiem, za młodością, w każdym razie nostalgia totalna, za
wszystkim co przeminęło.
Po Poznańskim Czerwcu, z dnia
na dzień, znalazłem się w Zielonej Górze. Miałem w pamięci cudowny taniec
żurawi, z połowy lat pięćdziesiątych, gdy jako student drugiego, albo trzeciego
roku historii sztuki, zafascynowany oglądałem ten spektakl niedaleko Kostrzyna.
Teraz w Zielonej Górze pozostała mi jedynie pamięć. Dowiedziałem, się raczej z
rozmów, że te ptaki zbierają się niedaleko Żagania w moczarach i rozlewiskach
Bobru. Nigdy nie udało mi się ustalić wśród „elitarnych myśliwych”, a kto miał
wtedy zezwolenie na broń i polowanie? kiedy i gdzie się zbierają. Niemcy znający
lasy wyjechali, albo do Rzeszy, ale częściej na Syberię. Pozostała literatura
przedmiotu i dzisiaj mając 83 lata, ze starczym niedołęstwem sięgam do zawodnej
pamięci, oraz bezbłędnych naukowych opisów. Wreszcie mam na to luksus czasu.
Wnuczki, jako uczennice podstawówki pokazały mi komputer a najstarszy wnuczek,
zainstalował Internet. Na stare lata opanowałem jako tako umiejętność
korzystania z tej rewolucyjnej i jej dobrodziejstw, elektroniki. Niby rozumiem,
ale nadal nie pojmuję jak to działa. Trzecie pokolenie nie wierzy, że był czas
bez komputerów i Internetu, oraz że dziadek mógł żyć w takim odległym czasie.
Zosieńko!
W Zielonej Górze w milczącym
skupieniu wysłuchiwałem krzyku dzikich gęsi i śpiewnego klangoru żurawi.
Zazwyczaj było już ciemno, albo o zmroku, jednak na tyle, że kluczy
stworzonych, nie widziałem. Telefonowałem wówczas do przyjaciela Staszka Kowalskiego i pytałem: - Słyszałeś? -
Tak.-Widziałeś? - Nie
Nie udało się wówczas
powtórzyć za Stanisławem Tymem: Otworzyłem okno i piękny, donośny krzyk żurawi
zagłuszył wreszcie dyskurs politycznych elit.
Zosiu znasz mój stan lepiej niż lekarze,
którzy dokonali cudów darując mi parę lat życia po wczesnej diagnozie
obliczonej na trzy miesięczne przetrwanie.
Ponad pół wieku mieszkałem w
Zielonej Górze. Dokładnie, od 1956 do 1213. Teraz już rok w Poznaniu. Okrutny
los pozbawił mnie mojego ukochanego miasta. Poznań to dla mnie Europa, której
raczej już nie ogarnę. Córka stworzyła nam maksymalnie dobre warunki. Mamy
własny pokój, a co ważne; - okno na pół ściany. Właśnie przy tym oknie
spędzałem przy końcu zimy, długie godziny obserwując w sensie dosłownym cudowną
wizję. Rosło wówczas we mnie absurdalne przekonanie, że przebywanie w powietrzu jest
naturalnym stanem bycia nie tylko ptaków, wiadomo od naukowców, że żyły w
czasie dinozaurów i co zastanawiające, że są naszymi przodkami.
Zosieńko!
Człowiek od zawsze tęsknił za
lataniem. Pejzaż z upadkiem Ikara Pietera Bruegela, z roku 1557. zdobi
Królewskie Muzeum Sztuk Pięknych w Brukseli. Tytan renesansu, poświęcał
dziesiątki godzin by zgłębić lot ptaków. Zachowały się szkice machin i setki rysunków
poświeconych przez Leonarda temu tematowi.
W Zielonej Górze słyszałem
jedynie śpiew żurawi, tutaj miasto zagłusza ich przejmujący klangor, ale
odwdzięcza się geometrią ich kluczy. Siedzę tedy przy oknie oglądam ten
niesamowity żurawi teatr, próbuję policzyć, ale nie sposób w tym zachwycie na
racjonalne dodawanie ptaków w poszczególnych kluczach, tym bardziej, że
nachodzą na siebie, jedne wyżej, kolejne dochodzą z boku, wszystko w
niesamowitym porządku i harmonii.
Jest to powrót na tereny
lęgowe a więc po nowe życie.
Ptakami Szczęścia są w
Japonii, posłańcami bogów były w starożytnym Egipcie, co nie wykluczało, że
były trzymane także jako ptaki domowe, schwytane w sieci i trzymane w obrębie
gospodarstwa, bo podobnie jak gęsi kapitolińskie ostrzegały przed intruzami. Albrecht
Durer ukazuje żurawia jako stróża stada. Stoi w bagiennej topieli i trzyma w
łapie kamień, po to aby zbudził zasypiającego nadzorcę, przez upadek na lustro
wody. Do historii sztuki w Polsce wprowadził żurawie Józef Chełmoński.
Żurawie należą do
największych ptaków brodzących w Europie. Wysokie ponad metr, a rozpiętość
skrzydeł ponad dwumetrowa. Wspaniałe, majestatyczne, poruszają się z wdziękiem.
Taniec żurawi
najpiękniej opisała Selma
Lagerlof, szwedzka pisarka w autorskiej książce „Cudowna podróż”.
Zosiu, ten opis jest
zachwycający!
I przyszły szare, niby w mrok
odziane ptaki, z długimi czerwonymi pióropuszami. Wielkie, o długich nogach,
wysmukłych szyjach i małych głowach ukazały się nagle, wywołując dziwne
podniecenie. Posuwając się naprzód obracały się w koło, na poły fruwając, na
poły tańcząc. Podnosząc z wdziękiem skrzydła, poruszały się z niesłychaną
szybkością. Była to niby gra szarych cieni, którą oko zaledwie śledzić zdołało.
Jakiś osobliwy czar tkwił w ich ruchach i wszyscy, którzy dotychczas nie byli
na górze, teraz zrozumieli, dlaczego całe to zebranie nosiło nazwę tańca
żurawi. Taniec ten miał w sobie pewną dzikość, tylko z uczuciem, które dzikość
ta wzbudzała, była czarowna tęsknota. Nikt już nie myślał o walce, natomiast wszystkie
te istoty skrzydlate i bezskrzydłe czuły teraz chęć uniesienia się wysoko, jak
najwyżej, ponad obłoki, aby zobaczyć, co one kryją. Taką tęsknotę do tego czego
nie da się osiągnąć, zwierzęta odczuwają tylko raz do roku, a mianowicie tego
dnia, kiedy widzą wielki taniec żurawi.
Kończę i pozdrawiam Ciebie
serdecznie. Wydaje mi się, że kiedy przelot odbywają nad bezkresną pustynią,
najsłabsze z góry dostrzegają kempke zieleni. Wtedy postanawiają odpocząć. Gdy
dotykają ziemi, okazuje się że to zielona, pełna nadziei oaza.
Pozostający przy oknie,
właśnie
z tą niewytłumaczalną
nostalgią
Janek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz