piątek, 24 lutego 2012

KLEMENS FELCHNEROWSKI [1928 -1980] II


Ten tekst napisałem kilka lat temu. Data weryfikacji.-2012  02  21



KLEMENS  FELCHNEROWSKI  [1928 -1980]
Wojewódzki Konserwator Zabytków
Historyk Sztuki
Artysta Malarz
Technik Budowlany
Wizytówka na drzwiach /Zielona Góra. Ul. Fabryczna 20 m 5/ była zróżnicowana kolorystycznie. Imię i nazwisko w kolorze czarnym, wytłuszczone. Artysta Malarz, w czerwieni, reszta w zgasłej sepii.


Klemens Felchnerowski urodził się 4 listopada 1928r w Toruniu.
W 1943 skończył szkołę podstawowa i rozpoczął naukę zawodu w szkole mierniczej gdzie uczono także rysunku technicznego. Trzeba dodać, że w tym czasie uczył się także malarstwa i rysunku prywatnie, u dwóch monachijskich profesorów, Hansa Gebeleina i Karla Hemnerleina. Po wojnie ukończył Państwowe Liceum Budowlane a także już w 1945 zaczął uczęszczać na Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Jako technik budowlany w 1947 zdał egzamin na Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej, nie porzucając studiów artystycznych. W konsekwencji w 1952 roku uzyskuje dwa dyplomy. Artysty malarza w Katedrze Malarstwa Sztalugowego u prof. Tymona Niesiołowskiego i Stanisława Borysowskiego, oraz magistra zabytkoznawstwa i konserwatorstwa u prof. Jerzego Remera, gdzie przedstawił prace z zakresu inwentaryzacji i analizy historycznej obiektu zabytkowego. Był już wówczas autorem kilku opracowań badawczych z tego zakresu. Dotyczyły one architektury, kwerendy archiwalnej, prób rekonstrukcji zabytkowych budowli oraz opracowań urbanistycznych i studiów historycznych. Gdy powierzono mu stanowisko Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w nowopowstałym województwie miał 24 lata i był już fachowcem. Od razu trzeba dodać, że także dobrym organizatorem. Od pierwszego dnia prowadził dziennik: -„Notatki zielonogórskie”. Ten tytuł był na okładce, w dekoracyjnej ramce, zwyczajnego „zeszytu do rachunków”, z grafiką sławiącą Plan 6 letni. Kominy fabryczne, mikroskop, menzurki, książka, kałamarz i 6-tka  spowita w laurowe liście. Nad tym metaforycznym i symbolicznym „ukazem” potęgi klasy robotniczej w sojuszu z pracującą inteligencją w górnym narożniku, małymi literami: „Klem Felchnerowski Toruń Konopnickiej 19 m 7”. Pod ramką ukośnie słowo: „autopsja”. Na pierwszej stronie natomiast: „Dzienniczek konserwatorski Zielona Góra 1953”. Po prawej stronie, w górnym narożniku: „Zeszyt 1” a bliżej środka: „Klem Felchnerowski „ i ukośnie Jego podpis.

-”Marzec 1953. 3. III. wtorek, 19,38 Przyjazd do Zielonej Góry z Poznania. Śpię u p. Bąka \z-ca kierownika Wydziału Kultury. J.M.\
 4.III. środa, Konferencja z przewodn. P.W.R.N. Grochalskim. Obecny Kier. Wydz. Kult. Juny. \Zygmunt Juny, późniejszy dyrektor gimnazjum w Kożuchowie. J.M.\. Grupa uposażenia... przyrzeczone mieszkanie i osobne pomieszczenie dla Oddziału Konserwatorskiego. Groch. przyrzeka swoją pomoc w mojej działalności. Mieszkanie i osobny pokój, oraz jego wyposażenie przyrzeka także K. Juny, który proponuje abym objął kierownictwo „Ogniska Plastycznego” a w przyszłości Liceum Plast. Współpracownikiem moim - p. Klęsk, mgr hist. sztuki. Oddział konserwatorski de fakto nie istniał i nie istnieje. Cały dobytek składa się z jednego biurka, krzesła, jednej wypożyczonej szafy, przygotowanych w ostatniej chwili, 22 teczek adm, kartoteki zab. \z nazwą obiektu i miejscowością!\ 3 pustych zeszytów, bruliony na ewidencję zab. ruch. nieruch. i archeol. kilkunastu książek, tzw. „Biblioteki podręcznej konserwatora” i łącznie 50 tys. złotych na wszelkiego rodzaju prace;
a\ prace zlecone
b\ wydatki biurowe i gospod.
c\ biblioteka i czasopisma
d\ prace naukowo-badawcze
e\ kapitalne remonty
\16,5 tys. zł! na jeden obiekt. Mury miejskie w Strzelcach Krajeńskich\ Brak funduszów na inne cele j. np. rozjazdy terenowe, inspekcje, diety dla konserwatora, oraz na konserwację innych obiektów itp.\. Brak kartki papieru nie mówiąc już o innych przyborach. Tymczasowo siedzę razem z kierownikiem i p. Klęsk w jednym pokoju....P. Klęsk oprowadziła mnie po mieście;
a\ Wieża Głodowa z zaułkami
b\ B. Muzeum Winiarskie \ zdewastowany obiekt, eksponaty ruch. bez należytej opieki niszczeją i rozpadają się\
c\ Więzienie Czarownic i [słowo nieczytelne J.M.]
d\ fragmenty murów miejskich
e\ kościół p.w. św. Jadwigi.”

Na każdej stronie kończącej Felchnerowski notuje gdzie lub, u kogo śpi. „Śpię u p. Bąka”. 7. III. sobota odnotował: „Śpię u p. Korcza” a 9. III. „Śpię w Muzeum”. To spanie w Muzeum potrwa długo. Odnotowuję te uwagi w związku z anegdotą jakoby synowi pierworodnemu, Armandowi, za kolebkę służyła łużycka dłubanka. . Wojewódzki Konserwator odnotowywał także sprawy prywatne. –„Umarł J. W. Stalin. Śpię u p. Bąka”.
 Klemens opracował podział czynności i plan pracy, który mógłby być i dzisiaj realizowany. Od strony merytorycznej nic się nie zmieniło. Ciekawe, że secesja i eklektyzm nie były w kręgu Jego zainteresowania.  Jeszcze jedna notatka ukazująca intensywność życia administracyjnego:- „9 III. poniedziałek, odprawa /zebranie/ 1.Podnoszenie poziomu pracy kult-oświat. w Spółdz. Produkcyjnych”.
[To było ważne zagadnienie ze względu na pałace i dwory, które miały nowych użytkowników. J.M.] W piątek 27. III. odbyła się narada.od 10,00 do 12,o7 co Klemens odnotował z aptekarską dokładnością. Narada w związki z pismem „min. Sokorskiego z dnia 19. III 53 dotycząca realizacji Uchwały Kolegium z I Zjazdu Spółdzielni Produkcyjnych”.
Na naradzie byli obecni wszyscy pracownicy Wydziału.
„2\ Sprawozdanie z działalności Wydziału Kultury...
3\ Narada aktywu kulturalnego
4\ Narada z plastykami /koniec marca/
5\ Narada z kierownikami muzeów /1 poł. kwietnia/
6\ Zorganizowanie Ogniska Plastycznego...”
Z dalszych zapisków wynika troska o biblioteczkę „…o przyznanie kilku książek do biblioteki podręcznej konserwatora”  o określenie „kompetencji Konserwatora i zakresu jego pracy”, dalej „sprawa zwolnień i wyjść /zapisywanie wyjścia do Księgi wyjść/. Konferencja z kierownikiem Juny /przedstawienie orientacyjnego planu pracy”.
Obok ważnych spraw merytorycznych i tych mącących w głowie, było także wiele bieżących: - „10. III. wtorek...Przyjazd Kier. Oddz. Kultury przy PPRN w Sulęcinie, Henryka Szczęsnego w sprawie zegara zabytk. znajdującego się w ich posiadaniu \data 1787\ poniemiecki. Otrzymanie nominacji na Woj. Konserw. Zabytków.[bez żadnego komentarza, suchy kronikarski zapis J.M.] i dalej:
„Załatwianie spraw bieżących....Wykreślanie rubryk do księgi zab.”.
 Dziesiątki zapisów odnoszą się do wyjazdu w teren i opis stanu zachowania obiektów. Strzelce Krajeńskie /mury obronne/, Otyń /zespół poklasztorny/, Żagań /kamieniczki, pałac, koncepcja, aby zlokalizować tutaj centralny dom starców, ogólnopolskie sanatorium czy dom wypoczynkowy/. Z notatek nie wynika, kto jakie stanowisko reprezentował, natomiast Wojewódzki Konserwator odnotował: -„wyjątkowa arogancja przewodniczącego P.P.R.N.”.

Mogę „w tym temacie” przypomnieć moje konserwatorskie przygody. W Gubinie Przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej, najpierw mnie wysłuchał, nawet uprzejmie, a następnie wstał i ryknął: „Ten kościół to sobie na plecy zabierzcie do Zielonej Góry, koniec z klerykalnymi zachciankami, kto was tu przysłał, kogo reprezentujecie, ja was nauczę, ja wam udowodnię, czego potrzebuje klasa robotnicza” i dalej w tym stylu. Wyszedłem dopiero, gdy jednoznacznie pokazał drzwi gabinetu, które szybko opuściłem, nie tyle ze strachu, ale aby dureń nie dostał zawału, skonał i obciążył tym służbę konserwatorską. Natomiast Przewodniczący z Nowej Soli działał subtelnie. Do V-ce Przewodniczącego Prezydium W.R.N. Franciszka Waholtza przyszedł z miną obolałego cierpiętnika i położył na biurku kawał zgniłej belki oświadczając ze łzami, że takim zabytkowym materiałem Konserwator ratuje kamieniczki w Bytomiu Odrzańskim. Sprawa staje się bardziej zrozumiała, gdy dodamy wyjaśnienie, że Bytom miał być rozebrany „na cegłę” do odbudowującej się Warszawy a Konserwator stał na przeszkodzie wykonania planu, z którego rozliczano władzę terenową, w ramach hasła „Cały naród buduje swoją stolicę”. Ratusz w Kożuchowie miał też swoich zaprzysięgłych wrogów, ale gwoli sprawiedliwości trzeba także dodać, że nie ostałby się ratusz a także większość kamieniczek w Bytomiu Odrzańskim, gdyby nie Przewodniczący w Radach tych miast. W Kożuchowie Czesław Habura a w Bytomi Odrzańskim Michał Winogrodzki.




Gdy próby czynionych spustoszeń w substancji zabytkowej zdały się osiągać apogeum, szczególnie po fiasku „Listy 113”, obiektów, które zostało wytypowanych do rozbiórki, powoli poczęto krytykować stanowisko Wandali. Zasługę należy w dużej mierze przypisać dziennikarzom, którzy, wraz wykształceniem, zasilali regionalne redakcje. Ministerstwo Kultury i Sztuki, oficjalnie stwierdzało, że     Konserwatorzy realizują politykę partii i państwa, oraz, że w tej działalności nie należy widzieć przejawów wroga klasowego. Ale to było znacznie później i Klem Felchnerowski nie miał takiej rekomendacji.

Plan pracy WOJEWÓDZKIEGO KONSERWATORA ZABYTKÓW

Trzynastego marca i w dodatku w piątek, przełamując złowieszczy zestaw daty i dnia, dokonał obszernego zapisu dotyczącego kontaktów z architektami, fachowcami z Pracowni Konserwacji Zabytków z Ministerstwem Kultury, z bankami, z Komisją Planowania Gospodarczego z P.Z.U., P.T.T.K., P.G.R-ami,  Samopomocą Chłopską, ukazując równocześnie, że plany konserwatorskie przewidują, aby otoczyć natychmiastową opieką i podjąć pracę w najbliższym czasie: w Rzepinie, przy kaplicy cmentarnej, w Żarach przy kościele farnym, w Głogowie, na Starym Mieście, w Świdnicy, Pałcku, Słońsku i Trzebiechowie, przy pałacach, W Strzelcach Krajeńskich, przy farze i murach obronnych, w Żaganiu i Bytomiu Odrzańskim, przy dewastowanych kamieniczkach mieszczańskich.
Pracy było „na okrągło” jak mówił Klem: „Wiadomo, że wszystkiego nie przerobisz, ale próbować warto”.
15. III. Niedziela. Komisja w sprawie przyjęcia przez Muzeum zab. ruch. Z Muzeum Winiarstwa, Zielonej Górze ul. Sowińskiego 30. Dwie otwarte szopy – zab.użytkowane przez ludność jako materiał opałowy; nieodpowiednie, zrujnowane pomieszczenie. Zabytki niszczeją. Postanowiono część eksponatów przekazać tut. Muzeum; rozpoznać materiał, zorientować się dokładnie w częściach brakujących itp. Skład komisji:
1/ Woj. Kons. Zab – ja
2/Kier. Muzeum w Zielonej Górze, ob. mgr Strąbski
3/ dyr. Zarugiewicz, ul. Ceglana 8
4 mgr Szamański, ul. Kukułcza 7”.

Konserwator, jako artysta malarz wykonał także scenografię na akademię żałobną z powodu śmierci Stalina, ale na ten temat jest tylko sucha informacja. „…dekoracja z okazji…”
Obok tak prozaicznych czynności Wojewódzki Konserwator Zabytków mgr Klemens Felchnerowski opracował program, z którego dzisiaj możemy zrekonstruować ówczesny stan obiektów zabytkowych, świadomość władz terenowych, politykę województwa. Słowem, stworzył w swoich notatkach lustrzane odbicie pracy dwóch osób, Pani mgr Krystyny Klęsk i swojej własnej. Przedstawił początki i powstanie służby konserwatorskiej w naszym województwie. Nie sposób przecenić jego zasług w tym zakresie, szczególnie w  organizacji i konserwatorskiej dyplomacji. Ta ostatnia objawiła się w sprawozdaniach gdzie Klem, z teologiczną zdolnością używa argumentów, aby przekonać Rady Narodowe do ochrony układów miejskich, że remonty kapitalne są znacznie tańsze aniżeli rozbiórki, oraz że odbudowa mieszczańskich kamieniczek dostarczy więcej mieszkań aniżeli nowe budownictwo.

 „16. III. Poniedziałek. Zebranie /szkolenie…/ ref. kol. Korcza [Władysław Korcz był wówczas pracownikiem Wydziału Kultury w komórce konserwatorskiej. J. M.] „I Ogólnopolski Zjazd Spółdzielni produkcyjnych”. Temat niezwykle ważny ze względu na użytkowanie licznych pałaców i dworów.
„ 17. III. Wtorek. Zebranie kierowników Wydziałów/9,OO – 10,45/ Wyjazd do Otynia. 12,40 – wysiadka w Niedoradzu 12,58 – 4,5 km. pieszo do Otynia /obecny był przedstawiciel P.K.Z. z Torunia gdyż tam zlecono dokumentację historyczną i techniczną klasztoru i kościoła. J. M./ W Niedoradzu drew. opuszczony i nieczynny wiatrak…Powrót z Otynia - w Zielonej Górze 22,3O”.
„18. III środa, /zaplanowane wyjazdy. J. M./
a/ Nowa Sól
b/ Drezdenko, Strzelce Krajeńskie, Gorzów /odbiór i wybór książek dla konserwatora/
c/ Skwierzyna
c/ Żagań”
19 i 20. III. Załatwiano sprawy związane ze współpracą z P.T.T.K. z Harcerstwem, z P.G.R. wytyczano program, rozliczano się z „osiągnięć”. W sobotę pani Krystyna Klęsk była „na delegacji w Słubicach w sprawach rozbiórkowych obiektów zabytkowych”. Opracowano plan wyjazdów/ z tygodniowym wyprzedzeniem J.M./ w teren wypełniając rubryki: „dokładna trasa przejazdu, dokładne określenie celu wyjazdu, data podróży, czas trwania podróży od godz. do godz. Nazwisko i imię wyjeżdżającego”. W poniedziałek 23.III. pani mgr Klęsk pojechała do Poznania po –„odbiór materiałów woj. Zielonogórskiego od kons. Poznańskiego”.
W sobotę 28. III. Konserwator zapisał: „godz.11.20. Świebodzin- Prez. P. R. N. Oddział Kultury. Przegląd książek mających być wysłane do Wrocławia. Około sto sztuk wybrano do biblioteczki podręcznej konserwatora, /Klem znający język niemiecki, co wówczas budziło grozę, wybierał także literaturę niemieckojęzyczną, co z kolei budziło wyjątkowe zaciekawienie, co bardziej czujnych pracowników. J.M./ koło 50 tomów starych książek i roczników gazet postanowiono przekazać w depozyt Arch. Miejskiemu do czasu utworzenia muzeum. Kier. Wydz. Kultury polecono wybrane książki przesłać do Zielonej Góry.” W tym dniu Woj. Konserwator Zabytków wyjeżdżał z Urzędu o 8,30. po godzinie był przy wiatraku a Cigacicach, za kolejną godzinę w Sulechowie omawiał plany związane z powstaniem  muzeum, o 13,00 był w Toporowie przy pałacu dewastowanym przez P.G.R. o 14,30 w Torzymiu starając się powstrzymać rozbiórkę kamieniczek, o 15,15 odnotował swój pobyt w Boczowie aby załatwić kontrowersje z użytkowaniem podworskiego pałacu, o 18,00 w Ośnie Lubuskim zapoznał się ze stanem technicznym kościoła św. Jakuba, ratuszem i murami miejskimi. Przyjazd do Zielonej Góry  wypadł o godz, 22,00 przez Kunowice, Słubice, Urad, Cybinka i Krosno Odrzańskie.

W każdej miejscowości Konserwator robił krótkie notatki dotyczące stanu obiektów. Napisał, nawet, jakim środkiem lokomocji się poruszał i odnotowywał skrupulatnie przekleństwo tamtych czasów, zebrania, szkolenia, posiedzenia, narady, uzgodnienia, wewnętrzne rozporządzenia kierownictwa, słowem cały ten biurokratyczny chłam kontrolujący i ograniczający indywidualną inicjatywę.
Dzień 2. IV. Czwartek zaczyna się naradą, w piątek, 3. IV. podobnie, sobota 4. IV. zebranie, wtorek 7. IV. także posiedzenie. [Jezus Maria już dosyć! J. M.]
   
W dniu 7 lipca 1956r. złożyłem podanie, a właściwie zapytałem czy istnieją możliwości zatrudnienia mnie w komórce konserwatorskiej.
Już 16 lipca otrzymałem pozytywną odpowiedź.
Niezwłocznie powiadomiłem Wydział, że także niezwłocznie zgłoszę się do pracy. Stale, jeszcze bałem się konsekwencji Poznańskiego Czerwca.

Żeński personel w komórce konserwatorskiej

W konserwacji pracowały, obok Klema, dwie panie. Halina Karpowicz, później Byszewska  a następnie Skiba. Zajmowała się całokształtem prac biurowych. Wydawała orzeczenia uznania za zabytek, prowadziła kartotekę zabytków ruchomych, gromadziła archiwalia i dokumentację fotograficzną w szczególności zaś wykonywała wszelkie prace bieżące, które polecił jej szef. Halinka ukończyła Wydział Konserwatorski na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Była, niestety, niewykorzystanym fachowcem do prac renowacyjnych czy konserwatorskich, tęskniąc głośno do odnowienia, odświeżenia fresków, które co raz odkrywała w kościołach i renesansowych budowlach. Jej przyjaciółka, artysta plastyk, subtelna, delikatna, piękna w uśmiechu, Alojza Zacharska. Pracowała na „robotach zleconych”, zatrudniona przez Szefa na wniosek Haliny Karpowicz.

Osobne miejsce zajmowała w komórce konserwatorskiej pani mgr Krystyna Klęsk.
W Zielonej Górze była już w roku 1949 i to od razu na stanowisku związanym z ochroną dóbr kultury. Najpierw w Muzeum a następnie w Wydziale Kultury. W roku 1956 głównie tłumaczyła kroniki i wszelkie teksty dotyczące historii Ziemi Lubuskiej. Była osobą wykształconą, niezwykle kulturalną, ale i dosyć tajemniczą. Anna Ciosk zorganizowała w Muzeum, w 2002 roku  wystawę biograficzną pani Krystyny, w dwudziestą rocznicę jej śmierci [1898–1977]. Mimo, że w sposób nadzwyczaj rzetelny starała się zrekonstruować Jej życiorys, wyznała: -
„Życie Krystyny Klęsk pełne było tajemnic i mitów. Lektura dziesiątków wersji życiorysów napisanych odręcznie lub w formie maszynopisu, jakie pozostawiła po sobie, do tego inne materiały i dokumenty oraz informacje uzyskane od osób ją znających, wprowadzić mogą badacza jej biografii w rozterkę…”.
Wystawa prezentowała się okazale. Liczne fotografie ukazywały Damę w otoczeniu, malarzy, polityków, lekarzy, słowem pani Krystyna znająca kilka języków zaliczana była do elity kulturalnej. Jej bogate stroje były także świadectwem statusu materialnego a publikacje poświadczeniem zdolności literackich i poszukiwań badawczych. Była także nauczycielką rysunku i udzielała lekcji gry na fortepianie. Anna Ciosk na mnogość tych zajęć znalazła potwierdzenie w archiwalnej dokumentacji, przez co mogliśmy poznać panią Krystynę także od strony jej tajemniczego, bo politycznego zaangażowania w szpitalach wojskowych na froncie I wojny światowej. Do czasu tej wystawy pani Krystyna nadal żyła by w świetle mitów i nie zawsze sprawiedliwych ocen.

Profesor Zygmunt Dulczewski, kiedy zbierałem materiały do „Pionierzy” Czasopisma Społeczno – Historycznego /publikacja w Nr 1.1998 r. Zielona Góra/ powiedział mi: -
„Pani Klęsk studiowała przed wojną socjologię u prof. Floriana Znanieckiego. Jego asystentem był w latach dwudziestych Tadeusz Szczurkiewicz, wybitny filozof później, a wtedy kolega pani Krystyny. Gdy prof. Szczurkiewicz został kierownikiem Katedry Socjologii panią Klęsk zaprosił na swoje seminaria. Przyjeżdżała do Poznania i czynnie w nich uczestniczyła. Ja byłem wtedy asystentem u prof. Szczurkiewicza i Panią Klęsk wspominam jako damę w średnim wieku. Gdy zostałem szefem socjologii w Poznaniu, to kontakty się urwały. W książce wydanej w roku 1980 z okazji 60-lecia socjologii w Poznaniu pod redakcją prof. Andrzeja Kwileckiego w spisie słuchaczy Floriana Znanieckiego Pani Klęsk została odnotowana. To znaczy, że wypełniła kartę wpisową na Uniwersytet w okresie międzywojenny. Te karty się zachowały”.
W czasie mojej pracy u konserwatora mogłem się przekonać, że osobiście zna prof. prof. Józefa Kostrzewskiego, Eugeniusza Frankowskiego a z taką znakomitością jak pani prof. Maria Rukser, była zaprzyjaźniona. Pani Krystyna miała wówczas około 50 lat. Dla mnie to była starsza pani, bardzo starsza pani. Mój szef powiedział mi, że jest kopalnią wiedzy z archeologii i etnografii. Spojrzał na mnie poważnie i oznajmił, ze jest także ekspertem z historii a szczególnie z rozbicia dzielnicowego gdyż trzymał do chrztu synów Bolesława Krzywoustego. 
Pani Krystyna pracowała u konserwatorów tak długo jak Jej zdrowie pozwalało. Zachowałem listy nieco smutne, donoszące o tym, że coraz gorzej pokonuje nawet niewielkie odległości. Pani Krystyna, aktywna członkini w P.T.T.K. oprowadzająca wycieczki piesze, z Nowej Soli do Siedliska, z Połupina do Krosna, czy rekordową, dwudniową, z Bytomia Odrzańskiego przez Głogów do Sławy. W programie: - zwiedzanie zabytków architektonicznych i dendrologicznych. Jej pasją były ogrody podworskie i założenia parkowe. Już później, znacznie później, gdy z dziewczynkami odwiedzałem ją w pod zielonogórskim Ługowie, okazało się, że hodowała kurki liliputki, wśród których tylko na wysokiej drabinie, ze względu na swój ogon, mieniący się uporządkowaną abstrakcją, mógł przebywać, ba zamieszkiwać, bojowy kogucik. W wiejskiej izbie pianino, bogaty księgozbiór i portret pani Krystyny „pędzla” samego mistrza Akcentowicza,[?] obok XIX- wiecznego olejnego obrazu jej ojca.

Stanisław Kowalski w roku 1998 tak wspominał panią Klęsk:
„Pani magister dostarczała mi własnoręczne rysunki zabytków ze swoich wycieczek. Była to ciekawa twórczość. O ile drzewa zasłaniały bryłę obiektu, pani Krystyna pień drzewa pozostawiała na miejscu, przesuwając jego koronę poza obiekt. Powstawały wówczas „dziełka” abstrakcyjne. Moja pierwsza wycieczka do Zatonia odbyła się w towarzystwie pani magister, abym poznał najstarszą ruinę zabytku w rejonie Zielonej Góry – XIII-wiecznego kościółka”.[„Pionierzy” Nr. 1]
Kowalski nie dodał, że większość trasy przebyli, z inicjatywy pani Krystyny, pieszo. W Zatoniu jednakże najważniejsza okazała się wypalona barokowa rezydencja magnacka. Pani Krystyna ze wzruszeniem opowiadała o okresie świetności pałacu, jako miejsca pobytu w nim księżnej żagańskiej Doroty Talleyrand. Marzyła się wtedy odbudowa tej smutnej ruiny, wraz z oranżerią [ Pani Krystyna uwielbiała kwiaty], która do dzisiaj straszy w tym na poły zdziczałym parku.

Fachowiec od układów przestrzennych

Klem żył pośpiesznie w zgodzie z własnym sumieniem. Arogancją i niewdzięcznością byłoby z mojej strony sądzić o jakości tego sumienia. Byłem zachwycony faktem, dzisiaj zapewne znacznie więcej aniżeli wtedy, że był wolny, niezależny i żył tak jak inni by tylko mogli pomarzyć, Aż dziw, ale nie był w nic uwikłany.  Wykazał, że wiedza wyniesiona ze studiów w praktyce okazywała się mało sprawna, dopiero praktyka czyni ją użyteczną. Uczył nas na nowo ją wykorzystywać. Zaznajamiał nas z układami przestrzennymi, ukazywał konkretne osie widokowe, wymagał znajomości roli i funkcji obiektu zabytkowego w terenie, jego znaczenia w topografii miasta. Uczył czytać dokumentację techniczną, robić uproszczone szkice rozplanowania wsi o historycznym rodowodzie. Rozczytywać ich układ i rozpoznawać po cechach charakterystycznych: owalnica, wielodrożnica, łańcuchówka, zabudowa zwarta, rozproszona, śród leśna, itd. itd. Toteż stale byliśmy w drodze. Zjeżdżaliśmy to wielkie województwo we wszystkich kierunkach. Od Głogowa do Kostrzyna. Od Strzelec Krajeńskich do Szprotawy. Od Wschowy do Gubina. Tak kombinowaliśmy, aby w służbową podróż wyjeżdżać razem. To były wspaniałe i szczęśliwe wycieczki, szczególnie z dzisiejszej perspektywy. Obfotografowaliśmy to województwo jak nikt inny dotychczas. Znaliśmy się na kompozycji kadru, oraz jak i kiedy należy fotografować architekturę. Byliśmy, bowiem ostatnim rocznikiem historii sztuki, który w programie miał fotografię. Uczył nas Zbigniew Czarnecki, znany ze swego salonu w Poznaniu jako „Foto-Wimar”. Mieliśmy dobre aparaty. Szef, przez Ministerstwo takie wyposażenie załatwił. Przygotowywaliśmy nawet wystawy ze sztuki ludowej. Gdy była taka potrzeba pracowaliśmy na rzecz Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pomników, Walk i Męczeństwa Narodu Polskiego. [Muszę dodać, że przewodniczący tego ciała nie był w stanie do końca swojej kadencji opanować nazwy organizacji, którą kierował]. Fotografowaliśmy cmentarze i pomniki wdzięczności, czołgi na postumentach i armaty towarzyszące wyzwolicielom. Od Dobiegniewa po Małą Lipnę niedaleko Konina żagańskiego. Od Drzewic, koło Kostrzyna, aż do potężnego żelastwa na gąsienicach, w Głogowie. Więcej bywaliśmy w terenie aniżeli za biurkiem, tym bardziej, że przez pewien czas nie mieliśmy stałej lokalizacji w topografii biurowej. Brak mebli biurowych, oraz miejsca. Ale właśnie z tego czasu pochodzą tysiące klatek z małoobrazkowych aparatów. Szef przeglądał fotografie, wyżebrał nawet dla nas ciemnie i sami wywoływaliśmy w koreksie filmy i robiliśmy odbitki. Szef zarządził na przykład, ze teraz trzeba zrobić drewniane kościółki. I znowu Chlastała, Bukowiec, Kosieczyn, Łagowiec a przy okazji wiatraki, czy jak je fachowo nazywano, młyny wietrzne, od Śmigla pod Wschową, aż po Ośno Lubuskie. Robiliśmy też, z okazji wystawy „Zabytki Polskości” kolejne wycieczki tematyczne, aby sfotografować piastowskie zamki w Głogowie, Kożuchowie, Krośnie Odrzańskim, czy zabytkowy kompleks w Międzyrzeczu, przygotowywany jako Pomnik Tysiąclecia Państwa Polskiego. Dzisiaj oceniam to jako wyjątkowe wycieczki krajoznawcze, kiedy bułka z pomidorem była najwspanialszym wydarzeniem gastronomicznym. Pamiętamy także jezioro w Sławie i wędzone węgorze, golonkę w Międzyrzeczu i wątróbkę w Bytomiu Odrzańskim. Wiedzieliśmy gdzie tanio i dobrze można zjeść. Znaliśmy także większość hoteli w województwie, gdyż nie mając mieszkania przez znacznie dłuższy czas, aniżeli moglibyśmy się tego spodziewać, układaliśmy trasę tak, aby przespać się w ludzkich, warunkach. Wczesnym rankiem opuszczaliśmy nocleg, zjawialiśmy się w biurze i układaliśmy kolejną delegację tak, aby wieczorem dobrnąć do hotelu z dobrym połączeniem kolejowym lub autobusowym. Rozkład P.K.S. mieliśmy opanowany wręcz perfekcyjnie. Podbić delegację na wczoraj, czy o dzień do przodu, nie stanowiło wówczas żadnego problemu. Byliśmy młodzi, a nie wszystkie urzędniczki były stare.

Mężczyźni w „konserwacji”

Nasz szef był nade wszystko artystą i nas próbował tak ukształtować. Jako ludzi z wolą twórczą. Cenił dobrą robotę, był arogancki dla nierobów, dowcipny i miły dla fachowców, A nas po prostu lubił. Miał autorytet, ale w Wydziale Kultury niezbyt nas lubili. Byliśmy zespołem autentycznie wykształconym i dosyć zamkniętym. Dostawaliśmy zawsze przechodzone meble i pierwsze biurka z zamykanymi szafkami otrzymaliśmy po jakiejś kontroli, która to wytknęła jako wyjątkowe niedopatrzenie. Oczywiście ze względu na bezpieczeństwo tajnych materiałów produkowanych przez Wydziału Kultury Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Zielonej Górze.
Pewnego dnia poprosił całą trójkę do gabinetu Kierownik Wydziału, Franciszek Kurkowiak, człowiek gołębiego serca. Ze smutkiem oznajmił, że V-Przewodniczący, Jan Koleńczuk, zwrócił uwagę, że w jego biurze pije się wódkę.
Klem: -a propos, masz coś?
Kierownik był smutny. Klem się nie wzruszył i powiedział – „Chodźcie chłopaki”. I poszliśmy.
.
Ale poważnie.
Klem od momentu naszego zatrudnienia rozpoczął przygotowania do zmiany dotychczasowej organizacji pracy i podziału czynności. Jednym słowem miał w głowie cały proces reorganizacji i szybko nowe porządki wprowadził w życie.
Teraz pora wyjaśnić, że już w roku 1956 Klem zatrudnił mojego przyjaciela ze studiów Stanisława Kowalskiego.  Był potrzebny jeszcze jeden historyk sztuki a ja bardzo zabiegałem, aby to był Staszek, przyjaciel ze studiów. Jednak motywacją merytoryczną nie mógł przekonać kadrowca Prezydium W.R.N. Towarzysza Bukowieckiego. Kierownictwo Wydziały Kultury do dodatkowego etatu także nie okazywało zainteresowania. Wobec tego Klem poprosił dyr.Władysława Drążkowskiego, aby zatrudnił mgr Kowalskiego w swojej Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece i wydelegował nowo przyjętego pracownika do dyspozycji Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
Nie ufając tylko swoim zapiskom skorzystałem z Archiwum w Starym Kisieline. Te materiały są niezastąpione, często się o tym przekonałem. Archiwalia dotyczące Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Zielonej Górze Wydział Kultury 1950-1974 zawierają 496 jednostek i zostały zinwentaryzowane w 1993.
Z „Planu Pracy Wydziału Kultury na I –wszy kwartał 1957” wynika, że Szef już nas „zagospodarował”. [syg. 58]. Stanisław Kowalski i Jan Muszyński do 20. III 1957.mieli „wypełnić nowe i uzupełnić dawniej założone kartoteki w liczbie 200. z wyjazdami w teren, [ należało do nich J.M.] przeprowadzenie inspekcji i zdobycie odpowiednich materiałów do szerszego opracowania”. Do 30. III. „artysta konserwator Karpowicz [miała w planie J.M.]uzupełnienie nowych i uzupełnianie pozostałych kartotek zabytków nieruchomych łącznie z opracowaniem materiałów historycznych, planów schematycznych oraz zdjęć, długoterminowo”.
Wszyscy, zaś mieli się zająć „kontynuacją prac konserwatorskich z roku ubiegłego przy obiektach nieruchomych i ruchomych: Międzyrzecz- zamek. Żagań- zespół poklasztorny i ołtarz św. Trójcy. Babimost- poliptyk”.
Także cała komórka konserwatorska zajęta była przy organizacji wystawy: -„Poznaj Zabytki Ziemi Lubuskiej”. Planowano „wykonanie przeźroczy do kin, celem popularyzacji zagadnień ochrony zab. Na terenie województwa”. Także wszystkich obowiązywał wyjazd w teren „ od 1. I. do 30. III. dokonanie inspekcji…4  razy w tygodniu”. W drugim kwartale „mgr Kowalski odpowiedzialny jest za bud. drewniane”. Przewidywano, w tym abstrakcyjnie skonstruowanym planie [Konserwator miał rozeznanie i wiedział dla kogo, te plany się robi i kto ewentualnie będzie je czytał] wykonanie plakatu propagandowego, mającego na celu popularyzację idei ochrony zabytków, wydanie serii pocztówek, wydanie plakatów fotograficznych /10 sztuk/, wydanie składanki fot-graf. oraz kontynuowanie akcji związanej z ochroną dóbr kultury na łamach prasy i radia.
Stanisław Kowalski i Jan Muszyński związali się na tyle, w tamtym czasie, z Rozgłośnią Polskiego Radia w Zielonej Górze, że pisali słuchowiska, ba, występowali w nich, o czym dzisiaj, woleliby nie pamiętać. Abym jednak nie został posądzony o kokieterię, donoszę uprzejmie, że z Rozgłośnią łatwo się zakolegowaliśmy, gdyż dwoje naszych kolegów-radiowców znaliśmy ze studiów poznańskich, [Janusza Weroniczaka i Leszka Żielińskiego] a dokładniej z kabaretu „Żółtodziób”, gdzie wspólnie poszerzaliśmy studencką wyobraźnię, dwoje zaś pochodziło z Gniezna, mojego rodzinnego miasta. Mało tego, w Gnieżnie obsługiwałem z Adamem Wielowieyskim radiofonię przewodową, czyli tak zwane „kołchoźniki”. Staszek Kowalski opracowywał teksty do słuchowisk historycznych, „Listy z przeszłości”. Andrzej K. Piaseczki w książce „Lubuska czwarta władza” [Zielona Góra. 2000. s.250] oceniając pozytywnie tę działalność powołuje się [przypisek nr 4] na autorytety dla nas wyjątkowo znaczące, prof. prof. Michała Sczanieckiego i Jana Wąsickiego. Mnie autor zaliczył do współtwórcy specyficznego teatrzyku radiowego. Nasz szef w radio nie występował, gdyż seplenił.  

W kwietniu 1957 odbył się w Zielonej Górze Zjazd Konserwatorów, na który przygotowano wystawę:-„Chrońmy Zabytki Województwa zielonogórskiego”. Stanisław Kowalski do 1. VII. 1957 miał „powołać 57 opiekunów społecznych dla 50 zabytków monumentalnych i wydrukować dla nich legitymacje” a Jan Muszyński miał za zadanie umieścić „150 tablic ostrzegawczych na najwybitniejszych zabytkach”. Halinę Karpowicz plan zobowiązywał do wysłania spisu zabytków do instytucji, organizacji i powstających po 1956 roku, stowarzyszeń społecznych.
Pięć osób prowadziło komórkę konserwatorską. Szef kierował, ale nie rządził. Tutaj już odpowiedzialność była indywidualna. Klem był zanurzony po szyję, wręcz po uszy, w sprawach artystycznych i organizacyjnych plastyków jako szef nieoficjalnego jeszcze zielonogórskiego, autonomicznego Związku. Komórka konserwatorska  stała się miejscem oficjalnych i towarzyskich narad artystów.  Dzięki temu ja mogłem poznać prawie całą kolonię artystyczną.

Teraz to na nas spadło

Pani mgr Klęsk pisała na maszynie, tłumaczyła kroniki i z pasją oprowadzała wycieczki. Radością było gdy pojawił się jakiś turysta niemiecki, a raz było wielkie święto, bo pani mgr w języku francuskim chwaliła nasze dosyć zapyziałe miasto. Halina Karpowicz, piękna kobieta z czarnym kokiem upiętym na czubku głowy, teraz Byszewska i Stanisław Kowalski, raz w miesiącu wyjeżdżali do Pracowni Konserwacji Zabytków, do Torunia [poliptyk z Babimostu] i Gdańska [fragmenty ołtarza z Żagania]. Jan Muszyński pilnował remontów i prac zabezpieczających w Międzyrzeczu [zamek], w Żaganiu [zespół poklasztorny, pałac Wallensteina], w Krośnie Odrzańskim [piastowski zamek książęcy], w Otyniu [zespół poklasztorny ], w Bytomiu Odrzańskim [hotel pod „Złotym Lwem”], w Kożuchowie [ ratusz], W Szymocinie [kościół], w Głogowie [sala ratuszowa], w Gorzowie [mury miejskie], oraz pałace, w Zaborze i Bojadłach.
Do końca sierpnia Halina Byszewska miała wydać „orzeczenia dla wszystkich miast zabytkowych [28] oraz 10 obiektów nieruchomych” W planie ostatniego kwartału to samo zadanie należy już do Kowalskiego. Jan Muszyński miał obowiązek dokumentować każdy etap prac remontowych. W ostatnim kwartale tego roku Kowalskiemu doszedł obowiązek prowadzenia „stałej dokumentacji fotograficznej w czasie robót konserwatorskich”. Muszyńskiemu doszły pod koniec roku mury miejskie w Sulechowie i Szprotawie [remonty] i pokrycie  gontem kościółka w Bukowcu, [nadzór]. Plany pracy, nie są odzwierciedleniem autentycznego zakresu obowiązków, przewidzianych przez Konserwatora, dla pracowników. Każdy z nas wiedział, co ma robić, jaki ma zakres prac i za co odpowiada. Plany pracy robiono zapewne dla kontroli prowadzonej przez zwierzchników a dokładniej przez nadzorców, a co jeszcze bardziej prawdopodobne, aby nasycić wiecznie głodną biurokrację. Podział funkcji pod koniec roku 1957 w Wydziale Kultury, Oddziale Konserwacji Zabytków, jest już ukształtowany i w miarę czytelny. [archiwum, syg.437].



Zapiski Klema kapitalnym i sprawdzonym źródłem informacji

Jestem w korzystnej sytuacji pisząc o Klemie. Nie poruszam się w atmosferze niepewności, niedomówień, jakichś tajemnic zawodowych. Nie musze korzystać z domysłów, albo jeszcze gorzej z intuicji. Klem prowadził notatki do ostatniego dnia swojego życia. Nie kreował się w nich na herosa ani też na smętnego, opuszczonego artystę. Wiedział, że żyje w mieście prowincjonalnych gustów, braku kompetencji urzędników, ale też, że „takie jest życie”, jak mawiał, po francusku, jego kompan, żurnalista. Wiele z tych zapisków zaginęło, wiele pozostało u syna Armada w Niemczech. Z tych, co pozostały nie sposób tworzyć fikcję, zachowując uczciwość i dobrą wolę. A poza tym jest jeszcze archiwum, które w polityce systemu totalitarnego jest, najdelikatniej mówiąc, zakłamanym źródłem adresowanym. W odniesieniu do własnej pamięci i zapisów urzędniczych jest natomiast weryfikatorem wręcz doskonałym. Podstawową wadą zapisków archiwalnych czynionych przez pracowników resortu kultury, jest pozbawienie ich kontekstu społecznego i wypreparowanie z obszaru społecznej świadomości, nie ukatrupionej jeszcze trądem beznadziejnej ugody na „jedynie słuszną drogę”. Sam byłem świadkiem serdecznej prośby kierownika Wydziału, aby nie zapisywać w protokóle posiedzenia prawdziwych pytań wskazujących na niewłaściwą postawę i mało zaangażowaną atmosferę zebrania. A właśnie nasz szef był człowiekiem absolutnie „nieprzemakalnym” na głoszone oficjalnie doktryny i obowiązki z tym związane.
Wojewódzki Konserwator miał dwóch zastępców: -Halinę Karpowicz, nadzorującą całość pracy. [Kierownik Wydziału Kultury Zygmunt Juny, chyba kochał się w sensie erotycznym nic nie obiecującej Halinie. Pisał wiersze. Dyktował je z uzasadnieniem, że szybko i bezbłędnie pisze. Ona z wypiekami na twarzy przepisywała Jego twórczość na maszynie udając, że nie domyśla się adresata].  Halinka odpowiadała także za badania archeologiczne i penetrację w terenie za zabytkami etnograficznymi.
Jan Muszyński prowadził prace remontowe w systemie B.W.R.K. [Brygady Wykonawcze Robót Konserwatorskich, system wymyślony przez Ministerstwo Kultury i Sztuki, Centralny Zarząd Muzeów i Ochrony Zabytków, gdyż w czasie, gdy nie było „mocy przerobowych” a przedsiębiorstwa państwowe miały „portfel zamówień zamknięty” na kilka lat, była to jakaś metoda, aby systemem gospodarczym, we własnym zakresie, radzić sobie w trudnej sytuacji].  Jednak w roku 1959 Muszyński, z powodu wpisywania na listę płac „martwych dusz”, zlikwidował system gospodarczy.[archiwum. syg. 438]. Był nadal odpowiedzialny za przygotowywanie dokumentacji technicznej, ale do prac wykonywanych przez P.K.Z, weryfikował projekty architektoniczne ze stanowiska konserwatorskiego, podpisywał umowy dotyczące zakresu robót przy zabytkach. Poza tym został z woli Szefa Pełnomocnikiem Ministerstwa do usuwania zniszczeń wojennych.[Akcja trzech szóstek]. Właściwie było to stanowisko w ramach służbowych kompetencji przynależne do wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
Stanisław Kowalski prowadził wszystkie prace związane z urbanistyką zabytkową, zajmował się popularyzacją idei ochrony, współpracował z instytucjami i organizacjami społecznymi. Prowadził archiwum i odpowiadał za pracownie fotograficzną.[archiwum, syg. 437]. W roku 1957, niezależnie od wymyślanych planów pracy [każdą rubrykę należało wypełnić] nasze zadania były oczywiste a praca, mimo pozornego nieporządku dotyczącego zakresu zadań oraz kompetencji, przebiegała harmonijnie.
W Perspektywicznym planie rozwoju i upowszechniania kultury na lata 1959 -1965. [archiwum, syg. 56]. Klemens Felchnerowski pisał:
„Idea ochrony zabytków może mieć jedynie wówczas szanse pełnego powodzenia, kiedy poprze ją w sposób zorganizowany społeczeństwo… Przede wszystkim obiekty zabytkowe muszą mieć użytkownika nawet z poza jego granic[ chodziło oczywiście o granice województwa przed reformą administracyjną w 1975r. J.M.]. W ten sposób będzie można ograniczyć działalność grabieżców i złodziei, po przez wstępowanie na drogę sądową można poważnie ukrócić dewastacyjną działalność.”
To było ważne wystąpienie skierowanie przeciwko akcji „666” powołanej Przez Prezydium Rządu dotyczącej usuwania zniszczeń wojennych rozumianej w terenie bardzo opacznie, tym bardziej, że materiał budowlany pochodzący z uzysku należał nieodpłatnie do prowadzącego rozbiórkę. Junkiersko-pruskie budowle, typowane do „uprzątnięcia” stawały się ekonomicznie uzasadnionym przedsięwzięciem, tym bardziej, że miały złą metrykę, a materiały budowlane tkwiły w wieczystym deficycie.   

Konserwator odpowiadał także za politykę muzealną

W roku 1957 przejęto, co prawda z lokatorami, nowy budynek przeznaczony dla Muzeum Okręgowego. [obecny gmach]. Zaczął się proces adaptacji, utarczek z wykwaterowaniem sublokatorów, Lubuskiego Towarzystwa Kultury, Stacji Naukowej Polskiego Towarzystwa Historycznego, Zespołu Chórów Ludowych, [ceniony dzisiaj historyk przerobił nazwę na drzwiach: - zespół chujów ludowych, co spowodowało radosne dochodzenie] Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich i Lubuskiego Towarzystwa Naukowego.
[ ktoś równie dowcipny nazwał LTN- lubuskim towarzystwem nieuków ].
Jaśniejszym punktem w chaosie nieśmiertelnych administracyjnych zmagań stał się fakt, że muzea w Międzyrzeczu, Nowej Soli i Gorzowie już formalnie, przeszły do budżetu terenowego i skończyła się odpowiedzialność merytoryczna za te placówki Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Skończyły się wizyty Alfa Kowalskiego z Międzyrzecza, który wraz z doskonale prowadzonym Muzeum, stał się prawdziwym utrapieniem dla Klema, gdyż jako dwaj artyści malarze, reprezentowali odrębne zdanie nie tylko w odniesieniu do doktryn artystycznych. Poza tym Alf miał zawsze za mało środków finansowych do realizacji zamierzeń, przekraczających możliwości konserwatorskiego budżetu.

Próby porządkowania układu miejskiego

Klem widział w decentralizacji pozytywne skutki i dlatego już od początku swojej pracy starał się wiele spraw załatwiać na „szczeblu miejskim” mimo, że „szczebel wojewódzki” starał się także decydować o mieście. Takim problemem stała się koncepcja  Konserwatora,  wyprowadzenia komunikacji z centrum miasta, skromnie, wokół ratusza. Na starówce, w kamieniczkach winny się znajdować instytucje kulturalne, kawiarenki, restauracje, salony wystawowe. Jednym zdaniem, cała kulturalna infrastruktura stolicy województwa. Do idei tej pozyskał plastyka miejskiego, Mariana Szpakowskiego, architekta miejskiego Czesława Świtałę, [jego okrzyk przed Komitetem Wojewódzkim P.Z.P.R : -„Więcej tlenu dla miasta” był chyba pierwszym, niezamierzonym happeningiem w Zielonej Górze], dyrektora wszystkich architektów Henryka Tarkę, niekwestionowanego autorytetu w trosce o miasto, artystę plastyka i dendrologa, Witolda Nowickiego oraz znanego dziennikarza Henryka Ankiewicza.

Klem dbał nie tylko o rozwój duchowy współpracowników

Nasz szef dbał nie tylko o nasz rozwój zawodowy, dbał także o nasz byt materialny. Pozyskiwał zlecenia na wystawy, które organizowaliśmy według własnych, zatwierdzanych przez szefa,   scenariuszy, także z wykonaną przez nas dokumentacją fotograficzną. My, nędzarze marzący o rowerze, ze specjalnych zleceń Ministerstwa Kultury i Sztuki, za inwentaryzację terenów przygranicznych, kupiliśmy sobie motocykle. To był wielki skok do przodu, ale nadal wielki kłopot sprawiała nasza sytuacja mieszkaniowa. Właściwie wcale jej nie było. Panie Jezu, gdzie my nie spaliśmy?. Wielkim przeżyciem było użyczenie nam mieszkania przez Witka Nowickiego, gdy z całą rodziną wyjechał na urlop. Spaliśmy w ich łóżkach, kąpaliśmy się w ich wannie, zjedliśmy ich zapasy, a nawet skorzystaliśmy z kosmetyków Stelli, żony Witka. Muszę tutaj dodać, że w tym samym mieszkaniu przebywał zając, który szczególnie upodobał sobie firanki, jako rarytas gastronomiczny.      
Po długich poszukiwaniach zamieszkaliśmy w pokoju na poddaszu w byłym domu ludowym, w Łężycy wzniesionym jeszcze za Hitlera. Było tam pół pieca, ale za to ani jednej szyby. Klem zapoznał się z tym mieszkaniem i ze środków przeznaczonych na zabytki postanowił je doprowadzić do użytkowania. Znalazł się prywatny wykonawca, który rachunek za robotę musiał przedstawić w Wydziale Budżetowo-Gospodarczym, gdyż tam mieściła się księgowość. Klem w tym Wydziale oświadczył, że uznaje dom ludowy za zabytek, a ze względu na nasze w nim zamieszkanie podlega ochronie prawnej, jako obiekt o szczególnej wartości historycznej, co w przyszłości zostanie rozstrzygnięte.
-Teraz to nie jest do udowodnienia. Ale tak jest zawsze z dobrami kultury naszego dziedzictwa narodowego.
- Tak, panie konserwatorze, ja to rozumiem- zapewniła Klema główna księgowa i rachunek za pracę w Łeżycy bezzwłocznie zrealizowała.
W pierwszym półroczu1959 roku [archiwum.syg.61] zorganizowano zielonogórską ekipę remontowo-budowlaną i rozpoczęto prace, aby pozyskać mieszkanie dla Stanisława Kowalskiego. W trzecim roku od rozpoczęcia prac, nastąpiło rozliczenie końcowe z remontu barokowej kamieniczki przy ul Tylnej. Prace były finansowane z budżetu centralnego, i to nas uratowało, gdyż zainteresowanie tym budynkiem, po remoncie okazało się trudną walką. W konsekwencji zajęli tam dwa mieszkania pracownicy Wydziału, przed ostatecznym przyjęciem  obiektu do eksploatacji.

Zostaliśmy Towarzyszami

Błyskotliwa inteligencja szefa wyperswadowała nam konieczność zapisania się do partii. W Wydziale Kultury nie było komórki partyjnej, Nieliczni członkowie należeli do podstawowej organizacji przy Kuratorium Okręgu Szkolnego.- Musicie dać odpór niektórym nieukom-aktywistom, którzy napadają na nas jako na klerykałów i sługusów dawnego porządku troszczących się o poniemieckie kamienice, mieszczańskie pałacyki, pruskie mury i chcą zachowania wszelkich śladów niemczyzny.
Tak mniej, więcej motywował tę konieczność nasz szef. Poczęliśmy uczestniczyć w dodatkowych „nasiadówkach”. Pamiętam z tamtego okresu prelegenta, który bez jakiegokolwiek kontekstu stwierdzał: - „Towarzysze, to świadczy”. Na każdym zebraniu „zabierał głos” Kurator Antoni Kopniewski, który piętnował nauczycieli z przedwojenną maturą, przynależność do kościoła, jako organizacji przemijającej, a nawet nie tolerował anten telewizyjnych, które coraz częściej zaczęły pojawiać się na okolicznych dachach. Konserwatorów nie ruszał, gdyż gdy na nas spojrzał, ja wyjątkowo chętnie rwałem się do polemiki.

Zielona Góra ojczyzną Klemensa Felchnerowskiego


Klemens Felchnerowski tutaj stworzył swoją małą ojczyznę.  W grudniu 1953 urodził się pierwszy syn, Armand Wolfgang, w marcu 1956. Tytus Klemens. Obaj są dzisiaj w Niemczech..
Byłem zadziwiony tymi niepopularnymi imionami, tak długo, aż Szef z dumą nie przedstawił swoich: - Klemens Papież, Jerzy Rycerz, Stanisław Kostka, Napoleon. Posługiwał się w życiu codziennym, jak sam twierdził krótkim „Klem”, bo z tym artystycznym pseudonimem przejdzie do historii nie tylko Zielonej Góry.

Członkiem Stowarzyszenia Historyków Sztuki i Związku Polskich Artystów Plastyków Klem był już od roku1952. Rok później zapisał się do Polskiego Towarzystwa Archeologicznego. W 1955 został zastępcą prezesa Oddziału w Zielonej Górze i prowadził pierwsze badania z budżetu terenowego.  Za naruszenie budżetu centralnego,  na badania w Międzyrzeczu, bez zgody Ministerstwa poniósł, niezbyt dotkliwą karę. Organizował delegaturę Związku Polskich Artystów Plastyków i został pierwszym prezesem Oddziału, gdy w roku 1959 plastycy wybili się na niepodległość organizacyjną. Zakładał Oddział Polskiego Towarzystwa Historycznego, był członkiem założycielem Lubuskiego Towarzystwa Kultury i Lubuskiego Towarzystwa Naukowego. Krótko był pedagogiem na naszej WSP. Był także współzałożycielem „Nadodrza” z legitymacją nr.1. redaktorem technicznym, ilustratorem i udzielał się aktywnie w Polskim Towarzystwie Turystyczno Krajoznawczym. Robił scenografię do teatru, oraz do korowodów winobraniowych. Robił to wszystko naraz, a co najważniejsze jakoś sobie dawał radę w czasie. Obok zajęć zawodowych i społecznych pozostał ponad wszystko malarzem i paradoksalnie nie znalazł się w indeksie osób w znakomitej pracy Bożeny Kowalskiej - „Polska awangarda malarska lat 1945 - 1970” ani w spisie Aleksandra Wojciechowskiego - „Młode malarstwo polskie lat 1945 - 1970. Obie prace zostały wydane w latach siedemdziesiątych. Klem był wtedy po dziesiątkach wystaw w kraju i za granicą. Te lata to apogeum Jego działalności artystycznej. Potem jest coraz mniej widoczny. Pozostaje na całe długie godziny sam na sam w pracowni.

Śmierć


Dzień 25 stycznia był tylko w dopołudniowym fragmencie czasem z zachowaną świadomością. Klem wstał rano, ogolił się, wysłuchał radia i o godzinie ósmej rano był już w Muzeum, potem poszedł do „Ratuszowej” gdzie miał swój stolik. Po drodze kupił „Trybunę Ludu” i „Gazetę Lubuską”. Wyszedł szybko, gdyż  umówił się z Armandem w swojej pracowni. Klem wchodzi do bloku. Pokonuje pierwsze stopnie. I właśnie wtedy, gdy już prawie osiągnął podest, miast postawić na nim nogę, zrobił pół obrotu i runął głową w dół łamiąc podstawę czaszki.  
Klemens Felchnerowski nie odzyskał przytomności, uznano Go za zmarłego. To był dzień 27.01. 1980. godz. 11.15.

 Zapisał: „3 marzec, [1953] godz. 19, 38. Przyjazd do Zielonej Góry”. Po dwudziestu siedmiu latach: „25 styczeń [1980] godz. 7.00. zakupy, woda kolońska, maszynka do golenia, gazety,  [tutaj pozostawił nieco miejsca i wpisał J. M.]- pracownia, malowanie”. Niestety, nie wypełnił tego programu.

Prace organizacyjne w Muzeum za dyrekcji Klema


Klem ze stanowiska konserwatora odszedł w roku1960. Decyzją władz wojewódzkich został dyrektorem Muzeum. Był nim 5 lat. I tutaj zapisał się jako organizator wspomagany kompetentną kadra. Powołał, w zmienionej przez siebie strukturze organizacyjnej kierowników samodzielnych działów od archeologii i etnografii po historię i winiarstwo. Wyposażył także Dział Sztuki w możliwość konserwacji obrazów, rozbudowywując komórkę konserwacji. Do Muzeum przeszła Halina Karpowicz  teraz  Byszewska.
W Wojewódzkim Archiwum Państwowym w Zielonej Górze z siedzibą w Kisielinie w Zespole Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej- Wydział Kultury, zinwentaryzowano 12 poszytów dotyczących działalnośći Muzeum w Zielonej Górze, [sygnatury kolejno, od 257 po 268]. Przy okazji podaję, że z działalnością konserwatora można także zetknąć się w archiwaliach Obywatelskiego Komitetu Ochrony Pomników, Walk i Męczeństwa, Konserwatorzy z obowiązku zajmowanego stanowiska mieli obowiązek stałej współpracy z Komitetem. [sygnatury kolejno od 451 do 458].
Klem żył pospiesznie, w biegu, w wieczystej wędrówce, wbrew temu, co ówczesna gromadzka mentalność władz wojewódzkich zalecała jako porządne życie. Przeciwstawiał się własną kreacją, tutaj należy dodać, że Muzeum wydało jego tomik poetycki. Jako nadwrażliwy artysta cierpiał w powszechnej szarości bez perspektyw, walcząc na swój sposób człowieka wolnego z przekonaniem, że „tak już będzie zawsze”.
Ostatnie lata przed śmiercią Klem z osobowości przywódczej wkroczył w osobowość neurotyczną. Coraz mniej udzielał się towarzysko. Jeszcze niedawno był równy wśród wozaków ze składu węglowego przy ulicy Lisiej, w ich „mordowni” na „Widoku”, zaś w klubie dziennikarzy „Kaczka”, jego stolik był wyznacznikiem socjologicznym ważności gościa. Ostatnio mówiono: - Tam go widziano.   -Tam przechodził. A teraz dopiero po latach okazuje się jakim szerokim traktem kroczył, osamotniony w ostatnich latach swego twórczego, po ostatni kres, życia.
        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz