Z niepokojem oczekuję
powiadomienia o kolejnym pogrzebie. Rodzina nadal jest liczna, co poświadcza o
potencji tych, którzy zostali jeszcze przy życiu, a których wiek pochylił i
pozbawił koncepcji na życie do tego stopnia, że tylko w grób powinni spozierać.
Gdy tylko przychodzi śmiertelny
telegram zaczyna się krzątanie złowróżbne a to za sprawą licznych i bez taktu
ciotek, które mają tradycyjnie przykry zwyczaj. Gdy tylko grabarze uklepią
ziemię i wprawnymi ruchami łopaty odkroją ją z boków świeżego grobu, oraz
wygładzą ten spulchniony nadmiar na wierzchu mogiły, ciotki, jeszcze
załzawione, jeszcze wycierające czerwone nosy, zbierają się jak czarne wrony i
głośno pytają: - No to na czyim pogrzebie znowu się spotkamy.
Oczywiście, że nie słyszały nigdy
o filozofie Luisie
Baraganie, oraz nie znały
jego poglądu, że „Pewność śmierci jest
motorem działania”, ale intuicyjnie wyczuwały, że wygłaszane złowieszcze
prognozy, to jest właśnie wypełnienie racjonalną treścią antycypującą egzystencjalną prawdę o trudzie
człowieczym.
Każda rodzina najczęściej,
spotyka się na pogrzebach, a także na weselach. Na ślub wypada mieć zaproszenie
i na intruza się nie wpychać, a na pogrzeb należy się wstawić, gdyż wtedy
właśnie o brak manier człowiek może być jako mało rodzinny słusznie od czci,
wiary i honoru odsądzony. Wielu, z takim piętnem po rodzinie się pęta.
Gdy tylko zamilkną głosy i
gesty czynione po egzekwiach, ciotki, kruki chwilę milczą, ciasno się skupiają,
potem ten krąg przez nie utworzony, się rozchyla, małe świdrujące, na pół ślepe
od łez oczy wypatrują, teraz jeszcze żywego, ale u nich już półtrupa. Upatrują
go wśród zebranych wokół jeszcze świeżego żółtego kręgu, pośmiertnym piachem
zakreślonego.
Kobiety, nie wiem nawet jak
stare, już mchem porośnięte, już ze starości wszystkie do siebie zgarbionymi
plecami podobne, ambitnie się trzymają, spoglądają na siebie nawzajem
dobrotliwie, ale zarazem na około wyzywająco. Mężczyźni natomiast głupawo się
uśmiechają, jak gdyby tym skrzywionym wyrazem twarzy chcieli powiedzieć:
- Co te głupie baby wyprawiają, Pana Boga chcą
zastąpić, drogę żywota wyznaczyć, kres komuś nakreślać?
Ale głośno się nie
wypowiadają, aby nie ubliżać sobie przez wchodzenie w komitywę z pazernością w
oczekiwaniu na sepulkralną uroczystość i babskie oczekiwania na kolejny kondukt,
w którym objawią się ze stuletnią, kirem osnutą, modą.
Krąg, który się uprzednio
rozsypał teraz się zacieśniać począł wokół, co tutaj dużo gadać, przerażonego gdyż
przeczuwającego żałobnika, z czym te naftaliną cuchnące, w czerń spowite
babska, do niego się zbliżają: - No Antoni. Teraz to chyba na twoim pogrzebie
się spotkamy?
Wujek Antoni właściciel
sklepiku w Wolsztynie, trzymał się krzepko, na babskie gadanie strachem nie
zareagował, ale odgryzł się z głęboką wiarą, co można było sądzić po mocy słów
dobitnie wypowiedzianych: - Uważajcie wy kochane krewne, abym was jeszcze nie
przeżył.
Ciotka, która stała obok męża
była nie tyle oburzona sugestią, ile jej nieprzewidzianą i porażającą treścią,
jako, że nic nie wskazywało, aby jej Tusio, z wiecznie zaróżowioną twarzą,
patrzył na książęcą oborę: --Nie wasze doczekanie. Tylko tyle powiedziała.
Przerażenie studzienne jednak ją ogarnęło, coś za gardło chwyciło i kamieniem
przez chwilę, nie na piersiach legło, ale w trzewiach brzucha zagościło. Ciotka
sama, bowiem brała udział w typowaniu nieboszczyków wespół zespół z tymi krewnymi
i co najgorsze zazwyczaj, nie zazwyczaj, ale zawsze dobrze wytypowały. Teraz
jednak w jednej chwili, znienawidziła te swoje kuzynki, ciotki, te staruchy, z
którymi kolaborowała wysyłając jeszcze żywych na tamtą stronę. W pierwsze
chwili chciała odwołać to zbiorowe bezsensowne decyzyjne typowanie jako zbyt
pochopne, nieprzemyślane, jako omyłkę, nie mieściło się to jednak w intuicyjnej
opartej na węchu metodologii postępowania, tego stworzonego z jej udziałem
układu, w spontanicznym działaniu grupy. Ciotkę przerażała, wręcz sparaliżowała
wiedza wynikła z empirii, bezbłędnie potwierdzanej, fakt, że nieraz z realizacją
opóźnioną i zakłóconą w czasie. Nie były to wypadki częste, ale zdarzały się,
gdy nagle jakiś zagubiony czy zapomniany krewny wdarł się w szeregi umarlaków
bezprawnie, to znaczy nieprzewidziany i nie wytypowany. Metafizyczne działania
wspierała jakaś diabelska wręcz intuicja i ciotka dobrze widziała, że nie ma
odwrotu, nie ma przebacz, jest tylko zjazd do mogiły a ponieważ jak powiedziano
rodzina liczną jest i nafaszerowana starociami jak muzealne wnętrze, to tylko
patrzeć jak kres na kogoś, ale nie na Antoniego, przyjdzie. Ciotka próbowała
sama, na gorąco, kimś małżonka zastąpić, ale myśl tak splątana była, że imion i
nazwisk nagle totalnie zapomniała.
Na każdej stypie ciotka
najadała się do syta, tym razem nie mogła, patrzyła tylko na potencjalnego
organizatora kolejnego zgromadzenia wśród zapachu zgniłych kwiatów, stęchłych
świec i śmiertelnych cyprysów:
- Nie doczekanie wasze.
Wielokroć powtarzała. Nie było w tym nic
z rozumy, tylko zapiekła mantra, która ciotką owładnęła, mało, w której ciotka
się zatopiła jak w jakimś kloszu, z którego już nie ma wyjścia. Ciotka mocą tej
przepowiedni, tą prognozą tak była skołowana, że nawet nie mogła sobie
przypomnieć, która tę podłość ogłosiła. Bolało ją, że nie wiedziała, której
życzyć nagłej i niespodziewanej śmierci.
Antoni czuł się mimo swojej
osiemdziesiątki nad wyraz żwawo. Spał dobrze, miał apetyt, często syna
zastępował za kontuarem sklepiku z „mydłem i powidłem”. Ciotka zwiędła,
przestała pyszczyć na bliźnich, chwalić się zasobnością szaf i cerować na
grzybku skarpety, co było jej namiętnością, nie wiadomo czy z chytrości czy z
poczucia, że trzeba być oszczędnym, co jest typowe dla wszystkich, pruskimi
doktrynami dotkniętych, poznaniaków. Zaczęła nocą nadsłuchiwać oddechu
potencjalnego nieboszczyka, intensywnie przyglądać się Antoniemu, analizować swój
i jego wiek i powtarzała: - Nie doczekanie wasze.
Nie skarżąc się na
jakąkolwiek dolegliwość poszła do kościoła w nie typowych godzinach rannych,
zajęła opisaną rodzinną ławkę we wolsztyńskim kościele parafialnym i z głową
wspartą na dłoniach, pogrążona w modlitwie, umarła. W tym wszystkim najgorsze to
to, że to prawda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz