Nie
jestem pewny, czy mój przyjaciel ma niezbyt solidną konstrukcje psychiczną, czy
wybujałe poczucie własnej wartości. Z takim dylematem słucham jego chwilami,
kwilenia a chwilami głosu wzmocnionego wewnętrznym gniewem. Wtedy jest ten
głos, na tyle doniosły, że konsumenci
w
Piwnym Ogródku, zwracają na nas bezbarwne oczy i złachane twarze.
- „Instynkt
nakazał mi bronić się przed ślubem”.
Tak
mi powiedział, w tym Piwnym Ogródku, przyjaciel zwany w naszym gronie, czule, -
„Synusiem”.
-
Nie było szans abym dał się uwieść przygodzie, która ciebie ozdobiła medalem - „Za
długoletnie pożycie małżeńskie”.
Synuś
miał lekko ponad pięćdziesiąt lat i tak był nazywany, bo inaczej nie mówiła o
nim Mamusia.
Mamusia
utrzymywała Synusia i to nie z renty bynajmniej, tylko z odprawy
a
więc bogatego, w miarę obleśnego, to znaczy do wytrzymania, starca, z którym
związała się nie w wiośnie swego życia, tylko wręcz odwrotnie. Jej jedyną
miłością był Synuś i kochała go także za to, że był bezżenny.
Po
roku 1956. bogaty starzec mamusi powiedział, że trzeba jeszcze poczekać, a
teraz Synusia najlepiej wysłać na studia. Byłoby dobrze gdyby został filmowcem,
pisał drobną, nie ideologiczną prozę a nawet wiersze. W latach 60. przewidywano
dla Synusia historię sztuki, psychologię, muzykologię a później nawet
kulturoznawstwo. Wreszcie starszy pan powiedział, że już nie trzeba czekać, bo
się uwłaszczyli, ustawili, mają pieniądze i Synuś powinien wyjść z domu.
-
To znaczy powinieneś się ożenić, zasugerowałem
Ale
Synuś nie zamierzał grzeszyć przeciwko sobie.
-
Ba – powiedział: - Gdy ty 50. lat temu wstąpiłeś na ślubny kobierzec to były
inne czasy. Inne kobiety. Nie było feminizmu, lesbijek, masochizmu,
homoseksualizmu, pedofilii i manify. Nasz świat jest skorumpowany,
zdemoralizowany i ja z moją wrażliwością nie potrafię się w nim odnaleźć. Gdyby
nie Mamusia zapewne nie siedzielibyśmy w tym piwnym ogródku, tylko musiałbyś
mnie szukać w psychiatryku.
-
Aż tak źle? W zakładzie psychiatrycznym?
-
Niestety, kozetki terapeutów, które Mamusia opłacała jedynie mnie usypiały. Moja
pierwsza narzeczona była tak dystyngowana jak wieża w Paryżu, pełna afektacji i
patosu. Ona konsumowała a ja żarłem. Ona miała buzię a ja mordę, w najlepszym
wypadku gębę. Ona mrugała w zachwycie a ja wywalałem gały. Ona stąpała a ja
człapałem. Ona miała białe dłonie a ja łapy dusiciela. Ona piła a ja chlałem.
Jej inteligencja rozwinęła się w zarodku, a moja została zatłuczona w spowiciu.
Dla niej architektura nekropolii, dla mnie ciemna dziura i ponure gesty zombi.
Mamusia
powiedziała, że moją melancholię i moje poczucie niższości, ona spowodowała i
trzeba tę miłość zabić.
-
Ty chyba niepotrzebnie cierpiałeś, bo jak by nie było, nie są to oceny, których
nie doświadcza prawie, po pewnym czasie, każdy żonaty mężczyzna.
-
Dlatego omówiłem to poniżanie mnie, prawie jako typowe, na początku.
Bardziej
egzotyczna była kolejna moja wybranka serca. Oświadczyła, że została poczęta w
nocy. Noc jest moim oddechem, królestwem, moim dniem. Będziesz moim nocnym wsparciem
psychicznym. Poprowadzę cię za rękę przez świat nocy, mojej paranoicznej
samotności, - szczerze mi obiecywała.
-
Dlaczego? – Pytałem. - Możemy żyć także za dnia
-
Bo jesteśmy teraz jednym ciałem – odpowiadała i patrzyła mi w oczy nie
mrugając. Dotknij mnie, a poczujesz jak moja płeć ciebie pożąda- tak mówiła.
Mamusia
nie chciała wierzyć, ale kiedy ją nagrałem i mamusia przesłuchała, w nocy miała
dreszcze, to znaczy mamusia i nie mogła spać przez kilka dni. Zapowiedziała
także, aby o niej nie wspominać w domu, taśmę zniszczyć, aby przypadkiem nie
usłyszał tego starszy pan, bo mógłby się przekręcić. Musiałem także wyrzec się
jej uroczyście, bo inaczej to Mamusia poszłaby w ślady starszego pana. Mamusia
powiedziała, że Zielona Góra paliła takie dewiantki na stosie i że ta tradycja
powinna nadal być żywa.
-
Mamusia zapewne ma rację, aczkolwiek pogląd zbyt radykalny jak na współczesne
czasy, ale wracając do meritum, że się tak wyrażę:
-
Wydaje mi się, że kochała ciebie. A to były takie poetyckie uniesienia. Każdy
szczęśliwie zakochany małżonek takie brednie kiedyś słyszał.
-
Było, ale się skończyło. Szczęśliwie, jak zauważyłeś. Zostawmy ten przypadek.
-
Czy istotnie nie spotkałeś takiej miłości, aby była ślepa na te drobne psychodeliczne
mankamenty? Czy nie jesteś zbyt wybredny? Naciskałem.
-
Przyjaźniłem się z bardzo nieszczęśliwą kobietą sukcesu. Jej życiowy status był
tak wielki jak jej frustracja i rozgoryczenie.
-
Co za pech?!
- Tylko
praca i praca. Brak prawdziwej miłości, seks bez orgazmu. Mówiła i patrzyła na
mnie tak jak gdybym miał to zmienić. A równocześnie dodawała, że ma jeszcze
czas na dzieci, że jest samotna z wyboru, że jej partnerzy to protezy
seksualne, co to za życie, ale na leniwych nie myśli pracować, to ona
zaharowuje się do utraty tchu. Rodzice zawsze mieli jej coś za złe, to się
wyprowadziła. Możesz trochę u mnie pomieszkać, nie na całe życie, wiem, jestem
nieznośna, zamęczyłabym ciebie, jesteś dla mnie za dobry, dlatego pragnę
ciebie, proszę, przyjdź, kiedy tylko zechcesz.
- I co poszedłeś?
-
W porę nie poszedłem. A właściwie to poszedłem, nawet kwiaty miałem i butelkę szampana.
Ale przeprosiła, nie pozwoliła wejść do środka, bo teraz był u niej kolega,
poznali się w Zakopcu, nie w Alpach i dodała ciszej, - ale to nic poważnego,
przyjdź, proszę.
- No
nie! To już mogło ciebie zaboleć i spowodować podobną do jej frustrację, tyle,
że nie z przepracowania a z braku emocjonalnego sukcesu.
-
Tak zgadzam się z tą diagnozą. Generalnie to zachowanie kobiet wpłynęło na moje
życie. Zbyt uczuciowe dotknięte nadwrażliwością emocjonalną.
-
No tak, ale także rola Mamusi nie jest tutaj do przecenienia – zauważyłem.
-
Dzięki Mamusi odmieniałem nieraz moje decyzje, ale Mamusia obroniła mnie przed
nieszczęściem małżeństwa, Dzisiaj, kiedy drążę samego siebie, wiem, że
największy dramat zbliżał się do mnie na skrzydłach miłości. Nie anioła, ale
smoka ziejącego ogniem erotyzmu. Dreszcz mnie przenika, gdy sobie przypomnę, co
mi obiecywała:
-
Dla ciebie wstawię sobie silikonowe implanty o wymiarach na twój gust. Poprawię
nos i brwi, powiększę usta. Będę nosiła przeźroczyste stringi, albo majtki z
poliestru. Bylebyś był szczęśliwy. Zrobię dekoracyjną depilację, ze zmienną
kolorystyką. Mój Pagórek Wezery zaskoczy ciebie kolorami tęczy. Będę też
udawała wieczne podniecenie, jak tylko na mnie spojrzysz a jak dotkniesz swoją
męskością, to wstąpi we mnie furia, tajfun, wybuch wulkanu. Będę twoim
biblijnym naczyniem. A jak mnie zostawisz to zamorduję z zimną krwią, o tą
brzytwą. I tutaj istotnie błysnęła mi przed oczyma, tak, że krew zmroziła mi
serce. Wyjechałem natychmiast, jako, że była to miłość cielesna a ja
poszukiwałem duchowej. Postanowiłem zostać erotycznym konspiratorem. Zapuściłem
brodę. Ciemne okulary przysłoniły mi pół twarzy. Przygarbiłem się i podparłem
laską. Począłem żyć w świecie intelektualnych dzikich orgii, na szczęście tylko
wyobrażonych.
Mamusia
zapytała starszego pana jak dalej żyć. On z demencją aktualną, zapominając
dokumentnie, co jadł na śniadanie, pamiętał odległe swoje czasy, gdzie miłość
zatruwała ideologię, gdzie była występkiem. Odwracała uwagę od słusznych spraw państwowych,
od wodza, od partii, od doktryny, Była zbędnym, uciążliwym balastem. Gadał; -
ale nic nie poradził, tylko – zerwać, wyrwać, zadeptać, wyplenić, utopić, wypalić,
dać na sekretariat, - mamrotał.
Pół
roku później dosłownie wszedłem na nią, ale mnie nie poznała, a może tylko
udawała. Kto to może wiedzieć? Kobiety są tak skomplikowane.
Synuś
zamyślił się dekoracyjnie i nagle z optymizmem postanowił:
- Mój
hedonizm wypełnię kulturą picia francuskiego wina, seksem bez zobowiązań i
unikał będę zakochanych kobiet. Miłość i małżeństwo ubezwłasnowolnia… - tutaj Synuś przestał, bo trzy razy atakował to
słowo.
-
Twoje plany młodzież nazwałaby ściemą. Jesteś na utrzymaniu Mamusi. Ubiera
ciebie, płaci za prąd, pierze skarpetki, daje na piwo i papierosy. Ty istotnie
się dobrze czujesz, jesteś lojalnym synem, kochasz Mamusię, żona tobie nie jest
potrzebna a małżeństwo tym bardziej. Czym ty jesteś…właściwie chuj wie czym
jesteś. Erotycznym hochsztaplerem, werbalnym onanistą, dandysem prowincjonalnym
z manią wielkości…, Ale nie powiedziałem tylko się wewnętrznie zastanawiałem.
Ot,
zagadka intelektualna!
Synuś
milczał i nagle: - Co tam trzymasz w dłoni?
-
Samochodzik wnuczka. Po tej uroczystości 50.lecia pożycia, zaprosiłem córki i
wnuków do lokalu na obiad. Najmłodszy wnuczek zatelefonował na drugi dzień i z
trudem, przez łzy powiedział, że zostawił swój samochodzik. Poszedłem i pani
bufetowa wręczyła mi zgubę.
-
No tak, powiedział Synuś, - nie wiem czy bardziej ty się cieszysz, czy może
twój wnuczek, że odzyskał samochodzik.
mążojciecdziadek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz