W sobotę 14 października po 22
wyszedłem z Muzeum. Nie, nie, Muzeum nie jest jeszcze czynne do tej godziny.
Dwa dni wcześniej Dyrektor Andrzej Toczewski: -„ Jasiu, ty byłeś harcerzem. W sobotę późnym popołudniem jest
spotkanie. Przyjdź stary druhu”.
Mundurek harcerski po raz
ostatni zakładałem w Gnieźnie w 1948r. W tym czasie rozwiązano drużynę
harcerską im. Zawiszy Czarnego przy Gimnazjum Bolesława Chrobrego. Nieco później
nastąpiły aresztowania, rewizje i wysokie wyroki za rzekomą działalność
konspiracyjną. Fala terroru w Gnieźnie otworzyła bramy więzienne także dla
harcerzy. Teraz po upływie prawie pół wieku, na spotkanie swojej młodości,
przypiąłem krzyż, ser. W. III L. 819, zabrałem książeczkę harcerską, ser. XLV.Nr.,
0401\175 w której odnotowano 25 sprawności, funkcje na obozach oraz datę
wstąpienia do Związku Harcerstwa Polskiego, 27.04.1945. Przyrzeczenie
harcerskie złożyłem, dn. 10. 6. 1946.
Uzyskiwałem kolejno stopnie:
Młodzika, Wywiadowcy a 7.9.47. Ćwika, poświadczonego przez Komendanta Hufca w
Gnieźnie, druha Czaprowicza. 14.9.1947. zostałem mianowany zastępowym drużyny.
W Drużynie Harcerzy im. Zawiszy
Czarnego w Gnieźnie przeżyłem najwspanialsze lata swojej młodości. Pełen
wzruszenia odnotowuję, zdobywane z powagą, dzisiaj niewytłumaczalną, a wówczas
traktowane wyjątkowo serio, napełniane radością, oraz dumą, sprawności: -
Pionier, Pływak I , Goniec, Przyrodnik,
I Pomoc, Traper Sobieradek
obozowy, Zdobnik, Służba Polsce, Społecznik, Wędrownik, Trzy Pióra, Kartograf,
Owadoznawca, Ptakoznawca, Łazik Wiejski, Kolarz, Kucharz, II Zdobnik, Pływak
II, Łyżwiarz, Ratownik, Terenoznawca, Rysownik, Miłośnik gier ruchomych.
Sprawności zdobywało się najczęściej na obozach.
Na harcerskim obozie, w
Suszewie Kościelnym zostałem kuchcikiem. Do obowiązku należało przygotowanie
produktów do śniadania. Wczesnym świtem wypłynąłem kajakiem na drugą stronę
jeziora, do wsi po jajka. Gospodarz wyposażył mnie w wiklinowy koszyk wyłożony plewami,
wśród których starannie rozmieścił jajka. Na środku jeziora szmata, którą była
zatkana dziura w dnie kajaku, wyskoczyła nagle a do środka wlała się z siłą
wodospadu fontanna. Zupełnie straciłem głowę. Gdy kajak wypełnił się wodą,
złapałem koszyk i skoczyłem do jeziora. Ostatnio, co zapamiętałem to jajka,
które wolno pogrążały się, w spiralnym ruchu, w toń jeziora. Zacząłem płynąć do
brzegu. Grube skarpety, ciężkie buciory i na poranne chłodne poranki, ciepła kurtka,
powoli poczęły pozbawiać mnie sił. Jakoś dotarłem do brzegu zarośniętego gęstą
trzciną. I tutaj zacząłem się topić. Chyba straciłem przytomność. Szczęśliwie z
namiotu wyszedł druh Osten Zacken i wyratował mnie. Nawet to wydarzenie dzisiaj
wspominam, nie jako dramatyczną przygodę, ale tylko jako nieprzyjemne przejście,
które szczęśliwie się zakończyło.
W Sali Witrażowej krzesła
ustawiono wokół stołu. Druhna Harcmistrz zapaliła świece. Gerard Nowak usiadł
do fortepianu i odśpiewano - Płonie ognisko i szumią knieje... Wzruszenie
podeszło mi do gardła. Potem Gerard, [co za wspaniały nauczyciel] uczył
harcerzy Hymnu Ziemi Lubuskiej do melodii
i słów dr. muzykologii Romana
Mazurkiewicza, pierwszego
Vice-Starosty Zielonej Góry.
...Ziemio Lubuska
Kraju nasz miły
Urokiem swoim czarujesz nas
Oddajem Tobie życie i siły
Bądź chlubą Polski po wieczny czas...
Linia melodyczna hymnu nie
należy do łatwych i banalnych, ale fachowość Gerarda i rozśpiewanie harcerzy
pokonało tę trudność. W muzeum rozbrzmiewał śpiew młodych ludzi. Nie sposób
czegokolwiek wymazać z historii, gdy wraz z życzliwą pamięcią żyjących, zostało
zapisane w nutach i słowach przylegających do patriotyzmu tamtej epoki. Tak to
pięćdziesiąt lat Zielonej Góry, splotło się z dniem dzisiejszym, dokładając
cegiełkę pod gmach tożsamości kulturalnej naszego miasta. Właśnie ten temat
szeroko rozwinął dr Andrzej Toczewski, występując w swojej roli historyka. W
tej rozmowie-gawędzie młodzież brała udział doprowadzając do konkluzji, że oto
ci, którzy uczestniczą na tym spotkaniu to dzieci nowo wykreowanej ojczyzny: -
Śląska Lubuskiego. Dzisiaj tworzą jedność a przecież wywodzą się z pełnego
napięć kotła etnicznego, powstałego z wędrówki ludów po 1945r. Ich ojczyzna
jest bezkonfliktową oazą pozbawioną emocji i napięć wynikających ze stereotypów
i zachowań kultywujących odmienne, często ksenofobiczne tradycje. A właśnie o
tradycji winobraniowej, jednoczącej od 1945. Zielonogórzan i historii
winogrodnictwa, eksponując Dział Winiarski Muzeum, mówiła córka dr
Mazurkiwicza, Starszy Kustosz i szefowa
tego Działu, inż. Zdzisława Kraśko. Jej córka Anka, z pewnością pierwszy raz w
życiu, śpiewała hymn dziadka w takiej scenerii. W tle świecił potężny witraż
Marii Powalisz- Bardońskiej, ilustrujący sceny z prac na winnicy. Gesty i
postacie zostały zainspirowane z kopii Drzwi Gnieźnieńskich, które w skali 1 do
1 stale towarzyszą ekspozycji.
Alfred Siatecki, dziennikarz,
autor kilku książek, od lat związany z zielonogórską żurnalistyką, także
uczestnik spotkania, przedstawił proces powstawania Województwa Lubuskiego, nie
unikając dramaturgii, która towarzyszyła inżynierom tego dzieła. Unikając ocen
politycznych, pozwolił uważnemu słuchaczowi dojść do pewności, że totalitarne
systemy zabijały moralność w polityce, co niestety, zostało przeniesione z
tamtych czasów w nasze aktualne działania.
Aby zakończyć to sprawozdanie,
musze jeszcze wyjaśnić, że moja obecność była usprawiedliwiona propozycją
gawędy o Jadwidze Śląskiej - Świętej trzech narodów, Polaków, Niemców i
Czechów. Nie wiem czy dramatyczne losy Jadwigi i Jej małżonka Henryka
Brodatego, wzruszyły młodych, w czasach tasiemcowych seriali telewizyjnych, przejmujących
horrorów i trójkolorowej pasty do zębów.
W każdym razie, córka Zdzisławy
Kraśko spieszyła się na mrożący krew w żyłach, „Krzyk” Vesta Crawena, emitowany
w telewizyjnym programie, tuż przed północą. Ja doprowadziłem swoją wypowiedź
do pointy, ze oto Święta Jadwiga, z cesarskiego rodu niemieckiego, stała się
patronką wyboru Polaka, Karola Wojtyły na Papieża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz