niedziela, 24 lutego 2013

Niepodległości – aleja - dawniej Bahnhofstrasse


W grudniu 2001. roku Gazeta Wyborcza [edycja lokalna], codziennie, przez dwa tygodnie, w ramach „Miasto skarbów” prowadziła plebiscyt w dwunastu różnych kategoriach na miejskie „najpiękniejsze i najsympatyczniejsze zakątki” Zielonej Góry. Na podstawie ponad jedenaście tysięcy kuponów wytypowano jako najpiękniejszą ulicę al. Niepodległości. Ocena w odniesieniu do innych ulic była druzgocąca. Najpiękniejsza ulica uzyskała 309 głosów, druga, Kupiecka 98, Bohaterów Westerplatte 75. a Żeromskiego tylko 44.

Do Zielonej Góry przyjechałem tuż po wydarzeniach Poznańskiego Czerwca. Jako świeży magister historii sztuki, okiem „fachowca” obejrzałem dworzec z czerwonej klinkierowej cegły. Dwa boczne ryzality, nieco wysunięte przed centralną część budynku, kryte czterospadowym dachem, stały szczytem do ulicy. Partia środkowa nakryta płasko, ustawiona była kalenicą do placu dworcowego. Pod gzymsem środkowej części budynku przebiegał poziomy, z ukośnie ustawionych cegieł, fryz plastycznie różnicując gładką ścianę nad łukowo sklepionymi oknami. Po tym fryzie, nieśpiesznie przechodziły szczury. Dramatycznie wzbogacały fronton gmachu dworcowego dążąc do przestrzeni strychowej. Po wizualnym szoku doznanym z niezaplanowanym przez architekta, mało estetycznym akcentem, nastąpił drugi, natury intelektualnej. Po prawej stronie, idąc do centrum miasta, obok kiosku, niecałe sto kroków od wzbogaconego fauną budynku, leżał kamień, na którym z dumą wyryto: „W dniu 1-go maja w województwie zielonogórskim zlikwidowano analfabetyzm” – tutaj następował rok, w którym dokonano tego heroicznego czynu, zasługującego na obelisk. Nieco skamieniały dotarłem do wylotu ulicy, którą 45 lat później uznano za najpiękniejszą. Wtedy nazywała się Generalissimusa Stalina, ale nazwy na żadnym szyldzie już nie było. Najpierw nazywała się tylko Generała Stalina. I mimo, że data nadania nowego nazewnictwa nastąpiła cztery miesiące później [27.10.1956] ja już wtedy czułem, że wybiłem się na niepodległość. Byłem po studiach, rozpoczynałem pracę zgodnie z wykształceniem, sam zaczynałem decydować o sobie, w mieście, które przeżyło wstrząs polityczny, uwalniając od wodza światowego proletariatu nazwę ulicy nadając jej, zgodnie z duchem odwilży, dumną nazwę aleja Niepodległości.
Eklektyzm i secesja nie były w cenie. Na studiach wspominano o tych kierunkach jako raczej o wynaturzeniu w dziejach myśli architektonicznej. Podczas wycieczki naukowej do Wrocławia, grupę historyków sztuki oprowadzał pracownik akademicki. W jednym z kościołów gotyckich przed architektonicznym dziełem sztuki, wyznał: -My historycy sztuki chętnie byśmy tę chrzcielnicę usunęli z tego wnętrza, sądząc, że jest to neogotyk, tymczasem, proszę państwa jest to oryginalne dzieło epoki średniowiecza.
Al. Niepodległości wydała mi się niezwykła przez swoją architekturę i jej najbliższe otoczenie z równoczesnym brakiem kryterium do określenia jej architektonicznego piękna. Trzydzieści lat później, kiedy na zlecenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków wypełniałem dla kilku kamienic tej ulicy, białe karty, „Mała encyklopedia architektury i wnętrz” Klemensa Krajewskiego stała się dla mnie kagankiem wiedzy po lekceważonym świecie neostylów przez służby konserwatorskie. O eklektyźmie czy będącej w opozycji do jego dynamizmu, secesji, decydował nie tyle układ przestrzenny wnętrz willowych pałacyków zlokalizowanych przy al. Niepodległości, ile elewacje i ich dekoracje architektoniczne wraz ze zdobnictwem. Te obiekty wznosili rzemieślnicy-artyści umiejętnie zestawiający treści z formą i formy wzajemnie się uzupełniające. Myśl i wykonanie realizowane z troską, aby efekt był zharmonizowany i używając banału, piękny. Wiele lat jednak upłynęło zanim dla architektury z przełomu wieków, dzisiaj już zabytkowej, zdołałem stworzyć sobie kryteria wybiegające poza opinię służby konserwatorskiej. Dotyczy to lat pięćdziesiątych i nieco późniejszych ubiegłego stulecia, nieuznającej tej architektury jako dobra kultury godnego opieki.
Nie miałem natomiast kłopotu z oceną stylową kościoła Świętego Zbawiciela wzniesionego z cegły i żelbetu w stylu typowym dla pruskich budowli neoromańskich. Ciężar bryły „dźwigały” drzewa owocowe, jabłonie i jedna grusza, sugerując nieco rustykalny klimat. Naprzeciwko podpierając tę swojską atmosferę, prawie jak w wiejskiej zagrodzie, ławki w ponurym milczeniu okupywali piwosze zaopatrując się w podręcznym lokalu skleconym z dykty.
Przy końcu ulicy szarą fasadę teatru z pięcioma mocarnymi filarami organizującymi wejście, zaliczyłem do surowych nazistowskich inwestycji, chętnie podkreślających powagę germańskiego rodowodu. Kino „Nysa”, naprzeciwko teatru, stało się bardzo swojskie przez żelazną barierę spływającą z kilu stopni do ulicy, oddzielającą  kinomanów od tłumnego atakowania kasy.

Związek z resztą miast polskich manifestował bardzo tymczasowy, biorąc pod uwagę technologię wykonawstwa, pomnik żołnierzy radzieckich, przywracających za cenę życia miasto do macierzy. Został zlokalizowany wraz z małą nekropolą naprzeciwko redakcji „Gazety Zielonogórskiej”. Wzniesiony z betonu nie mógł zastąpić ani granitu ani marmuru. Pozostała jedynie świadomość siły militarnej Armii Czerwonej wyrażona wojennym żelastwem u stóp obelisku, i ofiary żołnierzy, którzy wraz ze sztandarem z sierpem i młotem symbolizowali nasz obowiązek wdzięczności do Kraju Rad.  

Zdobywanie wiedzy o mieście, jego wartości urbanistycznej i historycznej, ocena architektury, rozłożyło się na wiele lat. Pierwsze wrażenia pozostały, ale ujawniły brak zawodowej kompetencji. Nastąpiła konieczność zdobywania wiedzy, która pozwoliłaby właściwie ocenić walory Zielonej Góry.
Z czasem miasto stawało się coraz bardziej nasze. Każda rozpadająca się mieszczańska kamieniczka stawała się raną. Nic tak nie degraduje miasta jak rozpadająca się jego zabudowa. Troska o zachowanie „Polskiej Wełny” stała się dowodem jak obecnie utożsamiamy się z naszym miejscem zamieszkania. Podczas wielu prób ratowania dawnej fabryki była i taka, aby w jej pomieszczeniach zorganizować muzeum poświadczające siłę ekonomiczną zielonogórskich sukienników. Wystawę taką zorganizowano. Tłem były pozostałe urządzenia przędzalnicze. Otwierając ekspozycje inicjatorka całego przedsięwzięcia ze wzruszeniem podkreśliła, że nie jest to pierwszy krok ratowania tego, co pozostawili nam nasi dziadowie i ojcowie i że naszym obowiązkiem jest nie dopuszczenie, aby ich trud poszedł na marne. Ten apel wygłoszony do zebranych mimo kontrowersyjnego rodowodu naszych przodków, został przyjęty jako pozytywny akt dążący do zachowania potężnej bryły, zwieńczonej dwoma hełmami, bez których panorama Zielonej Góry byłby znacznie uboższa. Kilka lat minęło zanim zły los odwrócił się od „Polskiej Wełny” zagrożonej rozbiórką. Niemiecki ród zasłużonych dla miasta, fabrykantów Forsterów doczekał się znakomitych polskich prawnuków, dla których historia nie jest już obciążeniem. Ekspozycja w „Polskiej Wełnie” ukazywała cząstkę ekonomicznych dziejów Zielonej Góry.

Kieszonkowa wielkość średniowiecznej Zielonej Góry rozpełzła się przedmieściami już w XIII wieku. W obrębie granic miejskich, być może zamkniętych, albo oznaczonych wałem drewniano-ziemnym, było siedem uliczek, przy których wznoszono domostwa kryte słomą. Budulca z okolicznych lasów nie brakowało. Pierwotnie nie planowano kościoła w obrębie miasta. Wzniesiono go, jak ustalił Stanisław Kowalski, w XIV wieku. Pół wieku później na miejscu kramów i jatek pobudowano ratusz. Jego XV-wieczny rodowód stał się atrakcją dla archeologów, urbanistów i architektów. Z dumą omawia jego rodowód dr.Barbara Bielinis-Kopeć, Wojewódzki Konserwator Zabytków.  – „Tu, w ratuszu, mamy kawałek średniowiecznego muru, a tam widać renesansową cegłę”, donosi o zauroczeniu budowlą fachowców, redaktor Tomasz Czyźniewski.

Okres porządkowania miasta przypada na czasy inwestycyjnej  działalności Henryka Brodatego. Dziejopisowie ustalają czas reformy lokacyjnej na rok 1222. Piastowskie korzenie miasta nie budzą wątpliwości podobnie jak doniosła rola małżonki księcia Jadwigi z niemieckiego rodu książęcego. W tym czasie cały Śląsk przeżywał okres intensywnego porządkowania starszych układów przestrzennych na modłę Zachodu. Procesy urbanizacyjne są tego znakomitymi przykładami. Zielona Góra przelała się przez ograniczenia pierwotnym systemem obronnym tworząc nową linię obwarowań w postaci fortyfikacji ceglano kamiennych, wznoszonych przez dwa wieki. Impuls nadany przez Brodatego był tak znaczący, że wyznaczone granice miasta permanentnie stawały się za ciasne. To jest właśnie specyfika Zielonej Góry, że ze wszystkich ośrodków miejskich na Śląsku, za wyjątkiem Wrocławia, posiadała najrozlegniejsze przedmieścia. W XVIII wieku miasto rozwijało się na Górnym, Dolnym i Nowym. W 1800. roku wymieniano już sześć osiedli rozbudowanych na peryferiach miejskich. Obrzeża miasta zachowały swoją budowlaną historię będącą świadectwem gospodarczego rozwoju, szczególnie w okresie kapitalistycznej industrializacji.
U progu XIX wieku 1100. mieszkańców posiadało własne domostwa, część zlokalizowana była na obszarze starego miasta a ponad 900. pobudowano na łagodnych wyniesieniach i zboczach, często wśród winnic, początkowo jako domki winogrodników. Wojny i przemarsze wojsk zubażały mieszkańców. Czasy pruskiego panowania w świadomości kronikarzy stały się synonimem pasma nieszczęść. Z okresu wojen napoleońskich zachował się spis krzywd, jakich doznali mieszczanie. Paradoksalnie, treść tej petycji skierowanej do cesarza Aleksandra I i króla pruskiego Fryderyka III, stała się także świadectwem zamożności i zdolności wytwórczych miasta w zakresie sukiennictwa i produkcji wina. Rajcy miejscy w imieniu miasta domagali się 17. tysięcy talarów odszkodowania z tytułu zakwaterowania wojsk francuskich i 19 tysięcy talarów za zakwaterowanie wojsk rosyjskich i pruskich, 134 tysięcy talarów jako zwrot kosztów furażu o łącznej sumie 458 tysięcy talarów w tym za 13 tysięcy par obuwia, 24 tysiące metrów sukna i płótna, 500 tysięcy litrów wina, 400 cetnarów siana, 170 wołów, 145 koni… Rachunek nie obejmował kosztów zniszczonych studni, wyciętych drzew w sadach, zdewastowanych domostw, sprofanowanych kościołów i cmentarzy. Kronikarz miasta August Foerster odnotował, że przedstawiciele miasta nawet na Kongresie Wiedeńskim, usiłowali zainteresować stratami Zielonej Góry parlamentarzystów, ale bez żadnych pozytywnych rezultatów poza bezskutecznym wyrażeniem ogólnego ubolewania nad skutkami wojny.
Zadziwia szybkość zabliźnienia ran wojennych.

Po połowie XIX wieku miasto rozwija się planowo, powstaje większość prężnych zakładów przemysłowych. Modernizowana przez pocztę komunikacja szosowa Berlin-Wrocław i linia kolejowa Wrocław-Szczecin uruchomiona w 1871. roku stworzyły miastu dogodne połączenie europejskie. Aleja Niepodległości jest doskonałym, wręcz laboratoryjnym przykładem połączenia ulicy wyjazdowej z ośrodka miejskiego w kierunku jego miastotwórczych możliwości. Tę możliwość bogaci mieszczanie, z kapitalnym wyczuciem wykorzystali dając temu wyraz w architekturze kamienic czynszowych a w szerszym zaś zakresie, w elitarnych willach.

Na planie miasta z lat 1869-71. przy ulicy Grosse Bahnhofstrasse zaznaczono obiekty, które wzniesione zostały nieco później aniżeli zaznaczono je na planie. Świadczy to, że plan został sporządzony jako etap rozwoju miasta, a lokalizację budynków przewidziano jako zaplanowany rozwój przestrzenny na drodze prowadzącej z miasta do dworca. Z opisu załączonego do mapy opracowanego przez Tomasza Czyżniewskiego z roku 2005. - „Pierwszy pociąg wjechał na dworzec kolejowy w Zielonej Górze 1 października 1871 roku. Wtedy po kilkudziesięciu latach starań uruchomiono odcinek linii kolejowej Głogów-Zielona Góra-Czerwieńsk…. W latach 90. XIX wieku rozbudowano torowiska, zaplecza, powstała lokomotywownia. Miasto otrzymało duży, dwukondygnacyjny dworzec. Parter w całości przeznaczony dla podróżnych mieścił dwie restaurację, kawiarnię poczekalnię i kasy biletowe. Plac przed dworcem był przystankiem początkowo konnych osinobusów jeżdżących po mieście”.

Pionierem badań nad historią Zielonej Góry traktowanej z troską spójności mieszkańców z niemiecką przeszłością, był Jerzy Piotr Majchrzak. Jego przesłaniem było, aby tradycja kulturalna, ta z siedemset letnią metryką i ta sprzed lat pięćdziesięciu, stała się własnością obu narodów.
Nadzwyczaj ważną, aktualną działalnością w dziedzinie upowszechniania historii, z określeniem naszej tożsamości, z wpisaniem w mentalność europejską, jest cykl „Subiektywny przewodnik po Zielonej Górze” będący nieco inną jakością „Spacerów po Zielonej Górze” i „Czwartków z historią”, kontynuowany przez Tomasza Czyżniewskiego, w Gazecie i ostatnio w Magazynie Gazety Lubuskiej. To nie tylko opis lokalnego krajobrazu, ale poszukiwanie w kulturze ducha miejsc wzmacniających zakorzenienie nas w małej ojczyźnie. Nie dziwi przeto częste odnoszenie się do historii z materialnym konkretem w postaci architektury w myśl prawdy, że im się więcej wie tym więcej można zobaczyć. Skrupulatne, obiektywne artykuły, wspierają swoją wiedzą, co zawsze jest zaznaczone [alfabetycznie], Stefan Dąbrowski-historyk archiwista, Zbigniew Bujkiewicz-historyk archiwista, Stanisław Kowalski-historyk sztuki, Wiesław Myszkiewicz-historyk muzealnik, Zdzisław Piotrkowski-historyk regionalista.  W zależności od tematu Tomasz Czyżniewski, dobierał jako informatorów fachowców, aby zrekonstruować obraz naszego miasta jako cząstkę szerokich dziejów związanych z historią ziem nadodrzańskich.

Al. Niepodległości jest ekskluzywnym fragmentem sieci miejskiej, niezwykle istotnym w procesie urbanistycznego poszerzania obszaru anektowanego przez miasto na rzecz mieszkańców należących do jego elity. Materiałem źródłowym stały się ubiegłowieczne ksiągi budowy i zapisy Policji Budowlanej, ksiągi adresowe XX wieku, archiwalia z Państwowego Archiwum w Kisielinie, zachowana we fragmentach dokumentacja urbanistyczna w Bibliotece Wojewódzkiej i kserokopie wszelkich dokumentów dotyczących własności miejskiej, gromadzone w Dziale Historycznym Muzeum Ziemi Lubuskiej. Na podstawie danych z katastru podatku budynkowego z 1910, roku Zbigniew Bujkiewicz odtworzył listę mieszkańców inwestujących przy tej ulicy we własne nieruchomości a w tabeli ukazał dynamikę zmian struktury własnościowej domów położonych przy al. Niepodległości w latach, od 1910. roku do 1937.
Zaznaczył także, że al. Niepodległości, „Reprezentacyjna ulica Zielonej Góry należała do jednej z młodszych ulic w mieście – i dalej, że - największa grupę inwestorów stanowili przemysłowcy”.
Herman Brandt, właściciel browaru,
Johanna Brand, współwłaścicielka fabryki trykotaży i makaronu w Otyniu. Za jej posesją mieszkał Louis Laskau, właściciel banku,
Friedrich Bruck, lekarz, właściciel prywatnej kliniki,
Gustaw Fritze, przemysłowiec, właściciel fabryki sukna,
Aleksander Gruschwitz, fabrykant sukienniczy,
August Hanke, handlowiec,
Selma Heider, żona kupca, spadkobierczyni,
Karl Lorens, budowniczy, właściciel cegielni,
Johannesa Mannigel, kupcowa po Georgu, bankowcu i hurtowniku
 Karl Muhle, budowlaniec, architekt, konstruktor, właściciel parceli,
Ernst Pilz, cukiernik, właściciel wytwórni koniaków, winiarz,
Hans Chimer, lekarz,
Herman Suckel, muzyk, organista,
August Wagner, ordynator szpitala.

Obok Wiednia i Paryża, Berlin stał się wzorcem kosmopolitycznej architektury. Wille zielonogórskich bogaczy przejawiły ich estetyczne upodobania związane z imperialną polityką Niemiec, ukazującą przyspieszony rozwój ośrodków, które postawiły na przemysł. Charakterystyczny stał się wystrój dopuszczający sąsiedztwo stylów i epok. Barokowe uplastycznienie elewacji stało się dominującym elementem wystroju. W Zielonej Górze tylko jeden budynek [naprzeciwko redakcji Gazety Lubuskiej, al. Niepodległości 26.] stylowo odbiega od pozostałych w ciągu całej ulicy, oraz przynależy raczej do nurtu związanego z secesją. Bogate formalnie elewacje wzbogacano rzeźbiarskimi elementami, albo jak w wypadku reprezentacyjnej willi rodzinnej Gruschwitzów [al. Niepodległości 36] wolno stojącymi, w specjalnie zakompowanymi w elewacji, niszami przewidzianymi do alegorycznej wyobraźni. Różniące się elewacje wzbogacano podobnymi, aczkolwiek różniącymi się w detalu, wozonami, sterczynami oraz tralkami, których nie brakło, prawie w żadnej kamienicy. Płytkie wnęki służyły do umieszczania elementów dekoracyjnych. Były to jednak formy przemyślane, czyniące wrażenie, że panowała jakaś jedna skoordynowana myśl, eliminująca niekontrolowane spontaniczne działanie. Beton i stal okazały się na tyle pomocne, że budowniczowie mogli realizować swoje śmiałe zamysły konstrukcyjne, szczególne w zadaszaniu wznoszonych budynków. Architekci i budowniczowie okazali wiedzę z zakresu historii, rzemiosła i technologii, odrzucili wszelkiego typu udziwnianie oraz krzykliwą demonstrację bogactwa. Zachowali poczucie smaku i umiaru. Nadali, generalnie architekturze al. Niepodległości jednolita koncepcje estetyczną z szacunkiem do starannego rzemiosła. Rozwój dekoracyjnej sztukaterii stworzył także nieograniczone możliwości plastycznego wzbogacania sufitów, ścian czy dekorowania klatek schodowych. Na podstawie wypełnianych przeze mnie konserwatorskich Białych Kart, w najokazalszych budynkach  [al. Niepodległości 36. ongiś siedziba Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej [ było takie, nawet pożar nawiedził to miejsce, zmieniając formę dachu]  22, użytkowany przez Naczelną Organizację Techniczną i 21.gdzie gospodarzem jest Szkoła Muzyczna], sztukaterie wykonywane z gipsu nadawały pomieszczeniom cechy stylowe, wzbogacając szczególnie reprezentacyjne wnętrza. Fryzy, ornamenty, plafony, plecionki, kartusze, hermy, maszkarony, kasetony, cały bogaty zestaw produkowany seryjnie w Zielnej Górze, w warsztatach Karla Lerenza i Karla Muhle, stwarzały wrażenie i zapewne tak było, że obaj ci zasłużeni budowniczowie realizowali podobną lub zbliżoną koncepcję estetyczną. Podobna stylizacja roślin, głowice na kolumnach, filarach, listwach i lizenach, opaski na obramieniach okiennych, profile zewnętrzne gzymsów, zdają się to subiektywne odczucie potwierdzać.
Dla potrzeb Służby konserwatorskiej robiąc inwentaryzację wybranych kamienic na tej elitarnej ulicy, zachwycałem się wystrojem wnętrz reprezentacyjnych pomieszczeń. Celowy przepych, [czy to nie oksymoron] sugerujący prostotę. Dominująca biel, linie klasyczne, liczne popiersia i kariatydy, to echo neoklasycyzmu i stylu określanego jako empire. Wszystko tchnie uznaniem, wręcz fascynacją do sztuki greckiej. Ten zapis odczytywałem w kolumnach,  głowicach i bazach, a także w organizacji wejść  i spiętych nad nimi łukach, w majestacie równowagi antycznego przekazu. Tomasz Czyźniewski, w swojej subiektywnej historii, przewodniku po Zielonej Górze, opisał układ przestrzenny „jednej z najpiękniejszych willi w mieście”, dom, rezydencję, Carla Lorenza .[Gazeta Lubuska, 12 listopada 2010] Opis dotyczy budynku użytkowanego przez NOT przy  al. Niepodległości, naprzeciw Szkoły Muzycznej. Wystrój sali reprezentacyjnej Szkoły, ozdobionej bogatym plafonem, jak również bogate i zdobne wnętrze, pozwala zaliczyć tę kamienicę, ze względu na elewację i fasadową organizację wejścia do budynku, od strony BWA, do najpiękniejszych obiektów przy tej ulicy. To znakomitych wyposażeń w zdobnictwo architektoniczne należy obiekt użytkowany przez dawne Towarzystwo Przyjaźni Polsko Radzieckiej, którego bryła została zniekształcona pożarem, po którym zmieniono linię dachu. Nie potrafię opisać zachwytu jaki przeżywałem wypełniając rubryki, tak zwanych Białych Kart, nie tylko tych budynków, o których wspominam, ale wiele jeszcze innych zabytkowych kamienic. Jednak zabudowa al. Niepodległości, dawnej Bahnhofstrasse, uczyniła z prowincjonalnego miasta europejskie standardy końca XIX-wieku.
Potencjał ekonomiczny i cywilizacyjny miasta, niestety, ale nie objawił się gmachami użyteczności publicznych w postaci na przykład, filharmonii, reprezentatywnych banków czy hoteli. Muzeum także nie należało do programu zabudowy tej ulicy. Gmach będący teraz jej adresem powstał na działkach trzech budynków, i z rysunku technicznego elewacji z roku 1874 wynika, że przebudowa dokonywała się w przeciągu kilku lat. Likwidacja ostateczna trzech kamieniczek doczekała się projektu i realizacji przebudowy w roku1888. Rok później na tympanonie, nad głównym wejściem umieszczono datę nadania elewacji jednolitego eklektycznego charakteru. W gmachu tym służącym celom administracyjnym i finansowym najważniejszą część budynku zajmowało starostwo. Muzeum Ziemi Lubuskiej zaistniało na tej ulicy dopiero w roku1959.
Teatr, odbiegający od estetyki ulicy, wybudowano według awangardowego projektu z lat 1923-26. Inwestycję rozpoczęto w roku 1928. Oficjalne otwarcie Stadthalle, według planu Oskara Kaufmanna, nastąpiło w 1931.roku. Obiekt był, jak byśmy powiedzieli dzisiaj, wielofunkcyjny. Kino, sala sesji Rady Miejskiej, wykorzystywana w czasie różnych narad czy konferencji. Tutaj realizowano program  ważniejszych delegacji wizytujących miasto. Zespoły artystyczne z Berlina, Wrocławia, Legnicy czy Zgorzelca, miały garderoby teatralne, niezbędną infrastrukturę sceniczną, aczkolwiek miasto nie miało stałego teatru. Gospodarzem była spółka akcyjna Teatr Miejski. Dochody czerpała z biletów kinowych, konkurując ze stałym kinem zbudowanym po drugiej stronie ulic, przez braci restauratorów, Karla i Richarda Bohrów w 1921.roku. Elewacja kina, dosyć płaska posiadała wysoko, bo aż pod dachem, nad owalnymi oknami, stiukową dekorację z elementami winnej latorośli wyraźnie nawiązując do tradycyjnej uprawy ze średniowieczną metryką. Warto dodać, że miasto liczyło wtedy 25 tysięcy mieszkańców. Sala kinowa posiadała ponad 600 miejsc stałych a kino-teatralna, na parterze dysponowała 565. miejscami i 160. na balkonie.  

Obiektem odbiegającym formą od architektury ulicy jest kościół Najświętszego Zbawiciela, zaprojektowany przez Wilhelma Osffelda i Wolfganga Wagnera. Ciężkie monumentalne wejście prowadziło do świątyni, która mogła pomieścić 800 wiernych na parterze i 400 osób na emporach. Prace murarskie wykonywała firma Karla Lorenza, który przy ulicy al. Niepodległości, posiadał pięć budynków a jedna z nich była zlokalizowana naprzeciwko kościoła. Fundatorem  świątyni był Georg. Beuchelt, który ze skromnego warsztatu od 1876. roku, w 40 lat później stał się właścicielem jednego z najpotężniejszych zakładów metalurgicznych w Niemczech. Podczas pierwszej wojny światowej ze 1200 zatrudnionych pracowników, 700 mężczyzn powołano do wojska. Poległo 110 żołnierzy. Georg Beucheld zmarł bezpotomnie w 1913. roku, zapisując w testamencie 50 tysięcy marek w złocie na budowę kościoła, pamiętając o ofierze życia poniesionych przez jego pracowników. Testament zrealizowała jego siostra Liddy Beuchelt. Na początku 1917. roku uroczyście poświęcono zakończenie budowli. Potem jeszcze montowano zegar Augusta Hausmanna i organy Gustawa Heinze z Żar. Dzwony pochodzą z odlewni w Bochum.
Liddy Beuchelt odkupiła od Karla Lorenza willę tworząc w topografii tej ulicy symboliczny znak życia wspartego o kościół, popartego znaczącą donacją
W kierunku do centrum, po tej samej stronie ulicy, co lokalizacja kościoła, wzniesiono imperialny monument potomka Hohenzollernów, króla pruskiego, od 1871. roku cesarza wielkich Niemiec. Zamordowany został przez artystę malarza w 1888roku. Stał naprzeciwko dzisiejszej ulicy Bankowej, zamkniętej przez cmentarz, wśród zieleni na Kaiser Wilhelm Platz. Jego cokół został ogrodzony łańcuchami rozpiętymi na kilkunastu kamiennych pachołkach, sugerujących, że dostęp do Kaisera, jest chroniony i utrudniony jego autorytetem. Jednakże w czasie pierwszej wojny światowej szlachetny metal przetopiono na bomby i pociski. Nazwę zmieniono na Freiheitsplatzi, zaś w latach trzydziestych na Hindenburgplatz, dzisiaj Bohaterów.

Wszystkie budynki posiadają zróżnicowane w niewielkim stopniu, cokoły. Najwyższy, nadziemny człon, wysunięty poza lico muru wyodrębniony został w dziesięcioosiowej elewacji budynku al. Niepodległości 10 nadając frontonowi monumentalny charakter. Cokoły zupełnie gładkie podzielone poziomymi pasami oddzielane są od części parterowej budynku wyraźnymi gzymsami. Bazy budynków nr 24 i nr27 jak również cokoły gmachu Muzeum Ziemi Lubuskiej oraz Szkoły Muzycznej należą do tej grupy. Natomiast wyróżniony został budynek dawniejszej służby zdrowia nr 16 cokołem wyjątkowo dekoracyjnym. Trzy poziome fazowane gładkie pasy oddzielono pasami o powierzchni gruzełkowatej. Wyodrębniony wyraźnie cokół budynku NOT-u nr 22 oddzielony został od pierwszej kondygnacji balustradą ze ślepymi tralkami. Budynek nr 24 posadowiony został na cokole wzmocnionym filarkami, oraz gzymsem obiegającym bryłę budynku do bocznego ryzalitu, w którym są drzwi ejściowe przykryte metalowym daszkiem, pod którym zachowała się stolarka z epoki. Bogate drzwi wejściowe ze świetlikami, zachowały się w budynkach nr. 16 i nr 36  Pierwsze z nich wzbogacone portykiem, przyściennymi kolumnami, zamknięto trójkątnym tympanonem. Drugie obejmują kolumny dźwigające bogate nadproże ze ślepymi arkadkami. Wszystkie wejścia do budynków, z zasady zostały wzbogacone elementami architektonicznej dekoracji w formie nadproży, półkolumn, pilastrów czy lizen. Każdy z tych obiektów mógłby stać się tematem do oddzielnego studium.

Prawie regułą się stało, że fasady budynków wzbogacały ryzality, nadając elewacji bardziej lub mniej dynamiczną formę. Środkowy i boczny sięgający gzymsów pierwszej kondygnacji rozczłonkował architektoniczny układ przestrzenny budynku nr 23 Wejście zostało zorganizowane, także w wysuniętym nieco poza lico ściany dodatkowym portykiem. Rozwiązania niespokojnych elewacji za sprawą ryzalitów dotyczą budynków nr 24 i nr 13 aczkolwiek za każdym razem nieco odmiennie. O ile w tych przykładach wysunięte części budynków podporządkowane zostały ogólnej koncepcji wzbogacania elewacji to przy obiekcie nr 33 potężne pylony-ryzality odgrywają dominującą rolę wizualną, spinając bryłę architektury. Pomiędzy tymi pionowymi akcentami wyciągniętymi poza kalenicę dachu, połączono głębokie zacienione balkony. Wysoki gładki cokół nadał całości mocny, prawie obronny charakter.
Ryzality budynków nr 34 i nr 35 służą podkreśleniu spokojnej, wręcz rekreacyjnej funkcji tej partii budynku. Ryzalit na rzucie półkola Szkoły Muzycznej, zwieńczony tralkami, sięgający pierwszej kondygnacji, ogranicza powierzchnie balkonu. Analogicznie przy budynku Przychodni nr 23 ryzalit na rzucie czworoboku, wieńczy dekoracja z ornamentem okuciowym między tralkami. Na balustradzie, jako przedłużenie konstrukcyjnych filarków, kamienne wozony. Wyjątkowo bogaty ryzalit, sięgający od schodów parteru aż po drugą kondygnację, zorganizował elewację Redakcji Gazety Lubuskiej. Kolumny i filary przyścienne ochraniają wewnętrzne balkony. Górny otwarty, ograniczony został balustradą tralek Bogate są także dwukondygnacyjne wykusze budynku Telekomunikacj Polskiej S.A. nr 10 Dwa zamknięte  balkony na wysokości dwóch kondygnacji, ozdobione datą 1896 nadają fasadzie dostojny, nieco surowy, monumentalny wyraz. Białe otynkowane elementy dekoracyjne, na tle czerwonych klinkierowych cegieł, uzupełniają to odczucie. Podobnie działają duże dziewięciostopniowe schody, sięgające ponad okna pomieszczeń w przyziemiu, wybiegające przed piątą oś budynku.

Elementem użytecznym w fasadach budynków są balkony. Zawieszone na kamiennych wspornikach lub betonowych płytach. Balkon budynku nr 24 dźwigany jest przez cztery dekoracyjne wsporniki. Pełna dekoracyjna balustrada powtarza florystyczny ornament umieszczony pod organowym gzymsem kalenicy. Balkony z ażurową siatką balustrady stały się praktyczną ozdobą budynków nr 26 nr 31 i nr 32 Natomiast trzy płynne balkony obejmujące narożnik budynku Centrum Medycznego nr 1 były tak akceptowane, że grafik Gerhard Reisch namalował je w roku 1924. od strony dzisiejszej ulicy Żeromskiego, ukazując nam fragment miasta ze słynny grzybkiem i budynkiem jeszcze istniejącym, w miejscu bramy miejskiej.

Bogactwem fasad są pełne lub ślepe arkady na wielu budynkach. Reprezentatywne wręcz na gmachu Muzeum i Redakcji. Rytm i układ okien, wzbogacony nadprożami, półokrągłymi łukami albo prostokątnymi oknami z bogatą stolarką i wyraźnymi ławami podokiennymi, decydują o randze budynku.

Dachy kamienic to nie tylko przekrycie, lecz cały system konstrukcyjny wyrażający się w załamanych połaciach, wśród, których istotną funkcję spełniają mansardy i lukarny. Strych mieszkalny budynku nr 22 doświetlają facjaty oknami objętymi pilastrami, nad którymi dominują trójkątne tympanony. Pochyła połać przechodzi w płaski dach okolony metalową żeliwną balustradą. Bryła budynku nr 32 składa się z trzech wyodrębnionych pokryciem dachowym segmentów. Dwuspadowe wysokie połacie doświetlone zostały szczytowymi oknami dekorowane lizenami, wzbogaconymi na pierwszej kondygnacji kandelabrowymi ornamentami. Okna w elewacji frontowej przykryto tympanonami, w których zamknięto stylizowane głowy kobiet. Małe facjatki doświetlające strych pokryto namiotowymi daszkami zakończonymi kulami. Narożniki ścian, od cokołu aż po organowy gzyms wzmocniono wyraźnym boniowaniem w postaci kostek o dwóch wymijających się wymiarach. Bogaty tympanom wieńczy dach nr 24 Właściciel obiektu, Herman Suckel, muzyk, zamieścił w nim kartusz w formie przyjętej dla herbów rodowych z wyobrażeniem liry, adorowanej z obu stron przez anioły. Pod dachowym gzymsem fryz w postaci roślinnych wici zakomponowany w prostokątny pas z maszkaronami w centrum, powielany na dwóch elewacjach. Budynek jest narożnikowy [al. Niepodległości i Plac Bohaterów].
Tym samym motywem udekorowano ławy podokienne, balkon i konsole go podtrzymujące. Kopulasty dach na budynku nr 16 [narożnik ul. Dr. Pieniężnego i al. Niepodległości] styka się z silnymi   mansardami. Facjaty o podobnej formie powtórzono po trzykroć, na płaskim dachu. Bogatą formę reprezentuje dach posesji nr 23 Strych doświetlają trzy facjatki. Nad balkonowym ryzalitem wniesiono wysoki dach namiotowy, łamany, którego strych wzbogacono ozdobną mansardą. Ryzality budynku nr 31 przykryte zostały dachem dwuspadowym z naczułkami wysuniętymi poza kalenicę środkowej części budynku. Górne trójkątne pola wypełniono szablonową sztukaterią drewnianą, zawieszoną nad dwoma okrągłymi okienkami. Pięć prostokątnych okienek umieszczonych pod płaskim dachem.
Dekoracyjnie wykorzystywano w nielicznych wypadkach, także konstrukcję szachulcową. Zaczernione drewno efektownie kontrastowało z jasnym tynkiem.

Opis i interpretacja ideowa ornamentów plastycznych dekorujących elewacje nie nastręcza trudności.  Schematyczne powtórki tych samych elementów i motywów ograniczających się do splotów wici roślinnych, nie stają się treścią do specjalnie pogłębianych refleksji czy spekulacji.
Orgia motywów dekoracyjnych na budynku nr 33 ogranicza się do powielania stylizowanych krzewów różanych rozmieszczonych na całej elewacji, w postaci kwadratowych czy prostokątnych pól gdzie tylko wolne pola ścian na to zezwoliły. Jedynie boczna elewacja budynku nr 34 wzbogacona została prostokątnym obramowanym polem z rzeźbiarskim motywem girlandy z festonami oraz dwoma tondami, gdzie wśród bogatej flory bawią się dzieci, względnie aniołki. Fryzy tego budynku są o tyle odmienne, że wśród groteskowych motywów roślinnych umieszczono maszkarony odmiennej płci.

Ornamentyka architektoniczna fasad domów czynszowych i reprezentacyjnych posesji majętnych posiadaczy zlokalizowanych przy al. Niepodległości, przywodzi na pamięć architekturę Grecji i Rzymu. Stosowane formy architektonicznej dekoracji zostały upowszechnione w renesansie, klasycyźmie, manieryźmie i baroku.
W tym zakresie pole badawcze jest niezwykle szerokie dla każdego budynku z osobna z uwzględnieniem kasetonowych stropów i rozplanowaniem reprezentacyjnych pomieszczeń. Doskonała szkoła dla uczniów Technikum Budowlanego.
Zachwyt zielonogórskich pionierów aleją Niepodległości dotyczył magnolii oraz wybranej zróżnicowanej zieleni przed pięknymi budynkami. Nostalgia za rzekomo spokojną ulicą a przecież wiadomo, że była ciągiem komunikacyjnym od stale przepełnionego dworca do centrum miasta z przystankiem autobusowym na wprost ratusza. Eliminacja ruchu z Rynku nastąpiła w latach 70.  Znacznie później położono płyty na części al. Niepodległości i wyłączono z ruchu ul. Kupiecką. W każdym razie nie od razu stworzono przestrzeń społeczną, w której zaistniały fontanny i rzeźby.

Parę lat temu wydało mi się , że do Zielonej Góry przybył artysta światowego formatu. Bułgar, obywatel amerykański, Christo i opakował seledynową folią budynek PSL-u nr 27 Powstała w ciągu ulicy niepokojąca kubistyczna bryła. To był jednak tylko remont. Gdy się skończył to odsłonięto odartą ze skóry kamienicę. Od tego czasu każdy remont napawa mnie strachem podobnie jak rozbudowa doskonale mieszczącej się w skali ulicy kamieniczki nr13  Może jednak nie będzie tak źle. Można się bowiem pomylić zbyt pospiesznie wypowiadając opinie. Doświadczył tego artysta krakowski, Stefan Papp, kiedy podczas Złotego Grona [lata 60.] ostro zareagował na wycinanie starych lip, tworzących szpaler wzdłuż ulicy. Papp widząc jak padają, podobnie jak stary drzewostan na krakowskich Plantach,  wydrukował konspiracyjnie dziesiątki klepsydr i przykleił nocą, z grupą wywrotowców, na ocalałe drzewa. Z treści wynikało, że prosi o przedłużenie życia i zatrzymania procesu umierania przez pozbawienie tlenu mieszkańców Aleja Niepodległości. Dla artysty była to akcja w sferze ducha, i jak byśmy dzisiaj powiedzieli, ekologii. Dla władzy było to wrogie działanie polityczne, toteż od rana nieznani sprawcy i ludzie w czerwonych kamizelkach śpiesznie starali się poodrywać przyklejone do drzew klepsydry. Prawie wszystko wtedy było kiepskie to, dlaczego klej miałby stanowić wyjątek?. Parę lat później w warszawskiej Zachęcie oglądałem ekspozycję malarstwa, rysunku i rzeźby, Stefana Pappa. Na jednej ścianie dużą, fotograficzną wystawę. Ludzie zdzierali z drzew klepsydry nie różniące się od tych, które istotnie zawiadamiały o realnej osobowej śmierci. Obok ściany stał blaszany kosz na śmieci rodem z PRL-u, wypełniony zielonogórskimi klepsydrami, które jakimś cudem zdobył Artysta od robotników zatrudnionych przy tej słusznej robocie.

Al. Niepodległości jest pełna ruchu i życia. Czy utuliła tęsknotę pionierów za słodkimi magnoliami i ogródkami ogrodzonymi metalowymi ażurowymi balustradami.                              

Korzystałem z literatury:
Barbara Bielinis-Kopeć. Zabytki Zielonej Góry. Zielona Góra 2005.
Tamże Stanisław Kowalski. Miasto zabytków.
Zbigniew Bujkiewicz. Krajobraz materialny i społeczny Zielonej Góry od końca XVIII do połowy XX wieku. Zielona Góra 2003.
Zielona Góra i okolice. Praca zbiorowa. Verbum. Zielona Góra 1999.
Także z cyklu artykułów Tomasza Czyżniewskiego – Spacer ulicami Zielonej Góry, zamieszczanych w Gazecie Lubuskiej.
Temat konsultowałem ze Zbigniewem Bujkiewiczem, Stanisławem i Tomaszem Kowalskim oraz Wiesławem Myszkiewiczem.
Pawłowi Trzęsimiechowi dziękuje za bardzo dobre fotografie budynków przy omawianej ulicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz