niedziela, 17 lutego 2013

Wielce Szanowny Pan Kazimierz Rojowski Artysta Malarz



                                            
Drogi Kazku !

Nie byłem na otwarciu Twojej wystawy w naszym Muzeum w lipcu. Cały miesiąc byliśmy w Kamińsku, koło Murowanej Gośliny, na obrzeżu Puszczy Zielonki. Tam ja byłem zaopatrzeniowcem dla trójki moich wnucząt, babcia była kucharką a także trzymała reżim wobec dwóch dziewczynek. Wnuczek 18. letni wsiadał na rower i tyle go widzieliśmy. Był jeszcze pies, przemiły brzydal, jamnik ostro włosy, wyposażony w zaskakującą osobowość, rodem chyba z piekła. Toteż, gdy mnie pytano, czy wakacje połączyłem z wypoczynkiem, raczej milczałem. Tyle na moje usprawiedliwienie.
Po twojej wystawie oprowadził mnie Leszek Kania, komisarz ekspozycji, który zrealizował swoje zamierzenie sprzed lat.
Nasze Muzeum wydało w roku 1994. z okazji 40. lecia ZPAP obszerny katalog-rozmowę, na temat środowiska plastycznego, z tym zamiarem, aby był to jakiś materiał do monografii, która od kilku lat powraca jako program do zrealizowania. Leszek Kania był wówczas także komisarzem tej wystawy. Na tej wystawie byłeś obecny 7. pracami. „Pejzażem zimowym” i „Bramą” z roku1959. i pięcioma  z lat 60.  W tym katalogu, wspominając historię, zauważyłem, że Kazimierz Rojowski opuścił Zielona Górę w roku 1979. na rzecz Poznania. Leszek wówczas powiedział: „Odwiedziłem Kazimierza Rojowskiego w bieżącym roku. Nie miałem dotąd okazji poznać Go osobiście. Było to niezwykle sympatyczne spotkanie. Pan Kazimierz należał do najbliższych przyjaciół Mariana Szpakowskiego. Byli w jednej pracowni u profesor Haliny Rudzkiej-Cybisowej. Razem przyjechali do Zielonej Góry. Jest „encyklopedią lubuską”, czyli kopalnią wiadomości o naszych plastykach. Bardzo cenię Jego twórczość, szczególnie na wpół abstrakcyjne kompozycje pejzażowe, które powstały u nas w latach sześćdziesiątych. Obecnie z różnych względów mniej czasu poświęca pracy artystycznej, choć ciekawostką jest fakt, że jeden z Jego obrazów trafił do Muzeum Watykańskiego, jako dar osobiście wręczony Janowi Pawłowi II. Wiem, że Artysta nosi się ostatnio z zamiarem zorganizowania indywidualnej, retrospektywnej wystawy. Chętnie widzielibyśmy ją również u nas w Muzeum”.

Kaziu, to był rok 1994. Dużo się od tego czasu wydarzyło. Ja jestem już emerytem. Muzeum kieruje dr Andrzej Toczewski, który przeznaczył  parterowe sale na galerię, oddając je do dyspozycji Leszkowi. W ten sposób powstała stała galeria sztuki współczesnej, „Nowy Wiek”. Andrzej dał Leszkowi wolną rękę i w ten sposób Kania zrealizował swoje marzenie.
W roku 1956. gdy Staszek Kowalski, kolega ze studiów poznańskich i ja, rozpoczynaliśmy pracę u Klema, nasz Szef  wprowadził nas w krąg swoich znajomych. Wtedy poznaliśmy pionierski Oddział ZPAP, dlatego, że Prezes Klem Felchnerowski zebrania często robił u siebie w biurze, a Ty i Maryś Szpakowski byliście w Zarządzie Oddziału ZPAP w Zielonej Górze.
Kaziu pamiętasz? Komórka konserwatorska mocno była zasilana plastykami. Artystą była Halina Karpowicz i pracująca na zlecenia Alojza Zacharska. Potem Panie zmieniły nazwiska. W biurze prawie codziennym  gościem był Ignacy Bieniek, jako że po studiach pracował w charakterze malarza konserwatora w Rawie Mazowieckiej. Tam Ignac miał tego słynnego osła, którego potem legenda przeniosła do Cigacic. Jak tylko weszliśmy na Twoją wystawę to właśnie nadodrzańskie dęby z Cigacic, wspaniały dramatyczny obraz, przypomniały mi, że tam była ta wasza, dzisiaj już owiana legendarną nostalgią, słynna kolonia artystyczna. Po latach nikt już nie pamięta, że dojazd był utrudniony, że kiepskie zaopatrzenie, że absolutne niezrozumienie waszego zawodu, wpisywało Was w grupę społeczną niepracujących niebieskich ptaków, których w socjalizmie piętnowano. Dzisiaj wspominamy czule tamte czasy a dachy zielonogórskich domów widoczne z wysokiej skarpy pradoliny słusznie stały się powodem do natchnionego obrazu spokoju. Kaziu, wyobraź sobie, że pamiętam pierwsze Wasze wystawy. Ignacego Bieńka,  z roku 1957.i Twoją z 1958. Nawet pisałem krótkie omówienia do naszej Rozgłośni. Cała sprawa była wtedy kontrowersyjna
i głośna ze względu na formę. Przeminął socrealizm traktowany raczej jako epizod, kto zechciał się ubabrać w politykę to zrobił to na własny rachunek. Teraz w roku 1956. w czasie odwilży, zapanowała prawdziwa orgia twórcza. Władza wolała sztukę zaangażowaną w „budownicwo sprawiedliwości społecznej”, ale Twoja wystawa w Salonie przy ulicy Żeromskiego, to były dzieła abstrakcyjne, tworzone w pasji nieskrępowanej jeszcze do niedawna obowiązującą doktryną. Tymczasem Ignac wystawił dzieła realistyczne. Ty wcześniej udowodniłeś, że warsztat figuratywny nie jest Tobie obcy. Pokazałeś jednakże w kolejnej wystawie taki dynamiczny gest malarski, że Ignac poczuł się wręcz dotknięty spontanicznością  Twojego działania. Wywołałeś dyskusję na znacznie szerszą skalę aniżeli tylko omawianie wystawy. Ważna była świadomość plastyczna i nasz stosunek do polskiej drogi w sztuce, która z trudem była wypracowywana w okresie międzywojennym. Te znakomite efekty przerwała wojna a potem polityka realizowana według scenariusza radzieckiego. Nie należało wyrzucać uczciwych, serdecznych realistycznych prac na śmietnik. Ale tak już jest, że w polityce nawet ci co próbują oszlifować ostre kanty doktrynalnych nakazów, giną wraz ze śmiercią doktryny. Taki jest los reformatorów totalizmu.
Kaziu. Mój kochany! To były czasy, gorące, pełne dyskusji, zapału. Ten, kto nie uczestniczył w tamtym czasie w tych sporach nie jest w stanie wczuć się w ich temperaturę. To, co zostało wywojowane w latach pięćdziesiątych pozostało już na stałe.
Kiedy tak Leszek mnie oprowadzał po tej Twojej wystawie, to wraz z Jego słowami, niezależnie od intencji, przesuwał mi się w pamięci film wydarzeń, który na twojej wystawie stał się syntezą tych wszystkich niepokojów i poszukiwań jakie były udziałem Klema Felchnerowskiego i Mariana Szpakowskiego. Byliście silną grupą. Tak mi się wydaje, że indywidualność Witka Nowickiego kroczyła własną ścieżką. I On i Wy otworzyliście szeroko bramę na wolność i niepodległość sztuki. Jakoś nie mogę się oderwać od tego myślenia o was wspólnie. O Ignacu Bieńku, Ali Zacharskiej-Markoli, o Juliuszu Majerskim, a każdy z Was stworzył przecież sztukę rozpoznawalną, tylko do jego nazwiska przypisaną.
Z okazji Salonu jesiennego 1972. Ryszard Kiełb napisał w „Nadodrzu” /Nr.23/. -”Świat Rojowskiego to pełne dyscypliny utrzymane w chłodno zimnej tonacji kompozycje pejzażowe. Autor konsekwentnie realizuje swoistą pełną wyrzeczeń drogę artystyczna...” Nie tylko Kaziu tutaj tak wysoko Ciebie oceniono. Gdy pochyliłem się nad gablotą gdzie wystawiono zagraniczne recenzje o twojej twórczości to wręcz w sercu mnie zakłuło, że to nie my wystawiamy Tobie taki pomnik.
Wielkie wrażenie wywarły na mnie prawie monochromatyczne kompozycje pejzażowe z pogranicza miękkiej abstrakcji geometrycznej. To „geometryczne” myślenie najpełniej się objawiło w realistycznym „Pejzażu z Południa”/1996/.    Kaziu! Bardzo się cieszę, że poznano Ciebie w Anglii, Belgii, Francji, Monako nie licząc krajów bliższych nam, w dawnych czasach, ustrojowo. Nie dziwi mnie, że Twoje nazwisko figuruje w międzynarodowych leksykonach sztuki. Kaziu! Kończę ten list napisany do Ciebie z potrzeby serca. Życzę Tobie zdrowia, nadal tak silnej woli twórczej  i oby łaskawy los pozwolił nam się spotkać na kolejnym wydarzeniu artystycznym jakim zawsze jest Twoja wystawa.

                            Oddany Tobie Janek Muszyński.  Sierpień 2001.


P.S.  Kazimierz Rojowski urodził się 4. 03. 1927. w Wieliczce. Akademię krakowską ukończył w latach 1948 - 1953. Dyplom uzyskał w pracowni prof.
 H. Rudzkiej-Cybisowej w 1954. r. W latach 1954-1979 mieszkał w Zielonej Górze. Następnie w Poznaniu. Lubuską Nagrodę Kulturalna za twórczość artystyczną otrzymał w 1958.r. W 1963 wyróżniono Go na Ogólnopolskieiej Wystawie Malarstwa i Grafiki „Złote Grono”. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz