Płodne w wiele zjawisk społecznych i politycznych całe
obszary w Europie nazywane pograniczem stanowiły także pretekst do określania
historycznej przynależności mającej usprawiedliwić aspiracje czy konkretne
działania na rzecz samookreślenia i suwerenności. Dyskusja nad nazwą Ziemia
Lubuska w latach pięćdziesiątych toczyła się w atmosferze „prawdomówności”
historycznej. Jednak „Ziemia Dziadoszan” się nie przyjęła mimo zacietrzewienia
niektórych regionalistów powołujących się na uzasadnienia plemienne, dające
prawo do określania etosu mieszkańców z jego odrębnością.
„Studia nad początkami i rozplanowaniem miast nad środkową
Wartą i dolną Odrą” (tom I rok 1967, tom II rok 1970) pod redakcją znakomitych
znawców problemów pogranicza z Instytutu Zachodniego w Poznaniu Zdzisława
Kaczmarczyka i Andrzeja Wędzkiego obejmowały obszar Ziemi Lubuskiej, Nowej
Marchii, Wielkopolski, Dolnego Śląska i Dolnych Łużyc. Obszar ten nazwano
potocznie Ziemią Lubuską lub zamiennie Środkowym Nadodrzem, co nie było
uzasadnione ani historycznie, ani geograficznie. Obie nazwy jednakże istnieją w
świadomości społecznej i historia polityczna je zaakceptowała przedkładając
proces integracyjny nad historię i geografię.
Powszechnie wiadomo, iż poznańscy uczeni odkurzyli pergaminy
i z cienia przeszłości wywołali nazwę, która w 1945 r. miała się Niemcom
jednoznacznie kojarzyć jako reakcja na ich imperialne zakusy. Gród Lubusz
dający przymiotnikowa nazwę dla całego pogranicznego obszaru w środkowym biegu Odry,
leżący po niemieckiej stronie odrzańskiej miał wpisane w swoje dzieje stały
opór przed zakusami Niemców. Dzisiaj musimy sobie uświadomić, że nazwa przyjęła
się w czasie, gdy nie było jeszcze za Odrą „naszych przyjaciół” z NRD. Byli tam
Niemcy, którzy spopielili Warszawę, a nad Polską unosiły się jeszcze dymy
obozów koncentracyjnych.
Nie kwestionując potrzeby takiej pamięci trzeba sobie
uświadomić, że po II wojnie nie tylko doszło do niespotykanej w skali Europy
wędrówki ludów, ale o bardziej istotne, do przesunięcia granic państwowych.
Niemcy zabierając w miarę możliwości dobytek ruchomy, w tym archiwalia nie
zabrali nazw historycznych z obszarów, które od wieków zagospodarowywali.
Archiwalia są związane z ziemią na której powstały i narodowością, która je
wytworzyła. A więc nie mamy do czynienia z mocą dokumentów, które ustaliły raz
na zawsze nazwy dla tych obszarów. Polska społeczność od prawie 50 lat tworzy
dokumentację tych ziem, tworzy je także na obszarach, które z mocy historii
utraciły w nazwach swój historyczny sens i mocą historii tworzy na nowo
określony ład polityczno – społeczny. Andrzej Toczewski poprzez nazwę Śląsk
Lubuski powołuje się na dziedzictwo cywilizacyjne polskich ziem zachodnich,
starając się rozróżnić urbanistykę i formy architektury dla obszarów, które ją
określają akcentując równocześnie ich specyfikę i rozwój. A więc uwzględniając
dawny zapis archiwalny zaznacza przede wszystkim aktualne różnice w kulturowym
zagospodarowywaniu, gdzie Zielona Góra wraz ze swoim awansem w każdej dziedzinie
może być tego wręcz symbolicznym centralnym wyznacznikiem, desygnowana na
stolicę jako część Śląska zawsze naturalnie związanego z Polską. Nie sądzę, aby
określenie Śląsk Lubuski spotkało się z wrogością. Jestem przekonany, że
Andrzej Toczewski lansujący tę swoją serdeczną nazwę, po konsultacji z grupą
miarodajnych naukowców zakreśli dokładnie obszar geograficzny dla tego naszego
domu. Nazwę już uzasadnił historycznie, teraz czeka go jeszcze trud wydzielenia
z topografii szeroko pojętego Środkowego Nadodrza granic geograficznych tego
obszaru.
W roku 2000 na Zjeździe Wypędzonych (BdV) w Berlinie kanclerz Gerhard Schroeder
oznajmił: „Wiemy dziś lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, że Pomorze Zachodnie,
Prusy Wschodnie, Śląsk, Królewiec, Szczecin, Wrocław, Gdańsk oraz Sudety należą
do naszego dziedzictwa kulturowego, ale nie należą do naszego państwa”. Wiemy i
potwierdzamy zaznaczając, że w pojęciu Śląsk Lubuski nawiązujemy do tradycji i
historii naszego kraju. Nazwa ta, bowiem związana jest obszarowo z okresem
polskiego władztwa na Śląsku i z kulturą piastowską, co w świetle słów
kanclerza ma dla nas istotne znaczenie. Z tego okresu pochodzą ślady naszej
cywilizacji. Andrzej Toczewski tworzy tę nazwę jako zgodną z jej
przynależnością historyczno- geograficzną uwzględniając obecne realia
terytorialne.
Historia jest wiecznie żywa, mówił profesor Andrzej Kwilecki
w lutym 1999 r. wygłaszając wykład w Muzeum Ziemi Lubuskiej o kształtowaniu się
losów pogranicza i pojęciu tego określenia na przestrzeni dziejów. Prof.
Andrzej Kwilecki zaproponował nowy termin w odniesieniu do czasów najnowszych –
międzygranicze. Pogranicze było pojmowane dotychczas jako obszar dzielący
Niemców i Polaków. „Międzygranicze nie powinno dzielić, ale wręcz określać przyjazne
stosunki między obu narodami”. Mamy jeszcze w pamięci, że pogranicze Środkowego
Nadodrza to szlak konspiracyjny przed 1939 r. obszar podszyty strachem w
czasach trudnej historii z mieszkańcami darzącymi się wzajemną podejrzliwością,
miejsce czasowego pobytu podejrzanych typów, szpicli, prowokatorów, donosicieli
i wywiadowców. Od czasu kształtowania się państw narodowych obszar ten miał
swoich „Wieszateli”, wśród wielu grup etnicznych i religijnych z tendencjami
narodowymi aż po nazizm włącznie. Andrzej
Toczewski proponuje nazwę dla pogranicznego obszaru odwołując się do pokojowej
polityki Henryka Brodatego i jego małżonki Jadwigi. Właśnie piastowsko –
niemiecka inicjatywa znacząco zaważyła
na losach ziem zachodnich ukształtowanych gospodarczo przez autochtonów
i kolonistów sprowadzonych z całej przeludnionej Europy będącej pod wpływem
Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Czy podobny „kocioł” etniczny nie był
charakterystyczny dla mieszkańców tej ziemi po drugiej wojnie światowej, gdy z
dalekiej Syberii, Kazachstanu, z akcji Wisła, z podziemnych organizacji
politycznych o różnych orientacjach „przyjeżdżali” osadnicy na Ziemie
Odzyskane, aby tutaj zasiedlać ten obszar obok rodzimej społeczności, w ramach
polityki zwanej „sprawiedliwością dziejową”. Z amalgamatu wierzeń i języków
powstało społeczeństwo mówiące dzisiaj najczystszą polszczyzną. Obawy, aby
wspólna Europa pozbawiała tożsamości stał się polem dyskusji i polemik poza
politykami Unii Europejskiej. Andrzej Osęka w artykule – „Straszno bez komunizmu”
(Gazeta Wyborcza Nr 210 8- 9. 09. 2001) pisze: - „Regionalizm stał się wręcz
modny, uchodzi za nowoczesny. Miasteczka czy wsie staja się ośrodkami lokalnego
patriotyzmu, terenem działania ludzi na poziomie obywatelskim. Przypomnijmy, że
w Peerelu tego rodzaju inicjatywy, jeśli rodziły się niezależnie od władzy,
były tępione bezlitośnie i zastępowane fikcyjnymi...” Teresa Bogucka w artykule
– „Państwowe czy społeczne” w tej samej gazecie: „W Polsce tez widoczne są
podziały - zmieniają się granice, epoki, ustroje, mijają pokolenia, a
Kongresówka, Wielkopolska, Galicja ciągle się różnią. Widać to w systemach
wartości, aktywności, w opcjach wyborczych, stopniu prężności gospodarczej”.
Tworzenie społeczeństwa obywatelskiego to mobilizacja do współzawodnictwa w
określonym miejscu czy regionie. Rozwiązywanie problem społecznych w dziedzinie
gospodarki i kultury w budowaniu celów wspólnych dla Śląska Lubuskiego. Stąd
troska Autora nazwy o dookreślenie w świadomości społecznej terytorium, na
których tworzymy wspólny polski dom. Śląsk Lubuski łączy nas siłą duchową nazwy
zakotwiczonej w odległej przeszłości, przerzuca pomost na tym rozległym
międzygraniczu lubuskim i wydziela nasz region określając go jako wspólne pole
działania przeciwko amoralnej prywatności. Działa z przekonaniem, że
prospektywna potencja tej nazwy wyprowadzona ze Śląska łączy się i doprowadzi
do Śląska. Propozycja uruchomiła zastęp konserwatywnych uczonych negujących
określenie tego obszaru jako odrębnego terytorium historyczno-geograficzne. I
bardzo dobrze to świadczy o „naszym domu”, o przywiązaniu, ba nawet o miłości.
Może jednak nie zaszkodziłby remont tej przystani i zmiana szyldu nad wejściem
do zajazdu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz