W grudniu 2001. roku Gazeta
Wyborcza [edycja lokalna], codziennie, przez dwa tygodnie, w ramach „Miasto
skarbów” prowadziła plebiscyt w dwunastu różnych kategoriach na miejskie
„najpiękniejsze i najsympatyczniejsze zakątki” Zielonej Góry. Na podstawie
ponad jedenaście tysięcy kuponów wytypowano jako najpiękniejszą ulicę al.
Niepodległości. Ocena w odniesieniu do innych ulic była druzgocąca.
Najpiękniejsza ulica uzyskała 309 głosów, druga, Kupiecka 98, Bohaterów
Westerplatte 75. a Żeromskiego tylko 44.
Do Zielonej Góry przyjechałem
tuż po wydarzeniach Poznańskiego Czerwca. Jako świeży magister historii sztuki,
okiem „fachowca” obejrzałem dworzec z czerwonej klinkierowej cegły. Dwa boczne
ryzality, nieco wysunięte przed centralną część budynku, kryte czterospadowym
dachem, stały szczytem do ulicy. Partia środkowa nakryta płasko, ustawiona była
kalenicą do placu dworcowego. Pod gzymsem środkowej części budynku przebiegał
poziomy, z ukośnie ustawionych cegieł, fryz plastycznie różnicując gładką
ścianę nad łukowo sklepionymi oknami. Po tym fryzie, nieśpiesznie przechodziły
szczury. Dramatycznie wzbogacały fronton gmachu dworcowego dążąc do przestrzeni
strychowej. Po wizualnym szoku doznanym z niezaplanowanym przez architekta, mało
estetycznym akcentem, nastąpił drugi, natury intelektualnej. Po prawej stronie,
idąc do centrum miasta, obok kiosku, niecałe sto kroków od wzbogaconego fauną budynku,
leżał kamień, na którym z dumą wyryto: „W dniu 1-go maja w województwie zielonogórskim
zlikwidowano analfabetyzm” – tutaj następował rok, w którym dokonano tego
heroicznego czynu, zasługującego na obelisk. Nieco skamieniały dotarłem do
wylotu ulicy, którą 45 lat później uznano za najpiękniejszą. Wtedy nazywała się
Generalissimusa Stalina, ale nazwy na żadnym szyldzie już nie było. Najpierw
nazywała się tylko Generała Stalina. I mimo, że data nadania nowego nazewnictwa
nastąpiła cztery miesiące później [27.10.1956] ja już wtedy czułem, że wybiłem
się na niepodległość. Byłem po studiach, rozpoczynałem pracę zgodnie z
wykształceniem, sam zaczynałem decydować o sobie, w mieście, które przeżyło
wstrząs polityczny, uwalniając od wodza światowego proletariatu nazwę ulicy
nadając jej, zgodnie z duchem odwilży, dumną nazwę aleja Niepodległości.
Eklektyzm i secesja nie były
w cenie. Na studiach wspominano o tych kierunkach jako raczej o wynaturzeniu w
dziejach myśli architektonicznej. Podczas wycieczki naukowej do Wrocławia,
grupę historyków sztuki oprowadzał pracownik akademicki. W jednym z kościołów
gotyckich przed architektonicznym dziełem sztuki, wyznał: -My historycy sztuki
chętnie byśmy tę chrzcielnicę usunęli z tego wnętrza, sądząc, że jest to
neogotyk, tymczasem, proszę państwa jest to oryginalne dzieło epoki
średniowiecza.
Al. Niepodległości wydała mi
się niezwykła przez swoją architekturę i jej najbliższe otoczenie z
równoczesnym brakiem kryterium do określenia jej architektonicznego piękna.
Trzydzieści lat później, kiedy na zlecenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków
wypełniałem dla kilku kamienic tej ulicy, białe karty, „Mała encyklopedia
architektury i wnętrz” Klemensa Krajewskiego stała się dla mnie kagankiem
wiedzy po lekceważonym świecie neostylów przez służby konserwatorskie. O
eklektyźmie czy będącej w opozycji do jego dynamizmu, secesji, decydował nie
tyle układ przestrzenny wnętrz willowych pałacyków zlokalizowanych przy al.
Niepodległości, ile elewacje i ich dekoracje architektoniczne wraz ze zdobnictwem.
Te obiekty wznosili rzemieślnicy-artyści umiejętnie zestawiający treści z formą
i formy wzajemnie się uzupełniające. Myśl i wykonanie realizowane z troską, aby
efekt był zharmonizowany i używając banału, piękny. Wiele lat jednak upłynęło
zanim dla architektury z przełomu wieków, dzisiaj już zabytkowej, zdołałem
stworzyć sobie kryteria wybiegające poza opinię służby konserwatorskiej.
Dotyczy to lat pięćdziesiątych i nieco późniejszych ubiegłego stulecia, nieuznającej
tej architektury jako dobra kultury godnego opieki.
Nie miałem natomiast kłopotu
z oceną stylową kościoła Świętego Zbawiciela wzniesionego z cegły i żelbetu w
stylu typowym dla pruskich budowli neoromańskich. Ciężar bryły „dźwigały”
drzewa owocowe, jabłonie i jedna grusza, sugerując nieco rustykalny klimat.
Naprzeciwko podpierając tę swojską atmosferę, prawie jak w wiejskiej zagrodzie,
ławki w ponurym milczeniu okupywali piwosze zaopatrując się w podręcznym lokalu
skleconym z dykty.
Przy końcu ulicy szarą fasadę
teatru z pięcioma mocarnymi filarami organizującymi wejście, zaliczyłem do
surowych nazistowskich inwestycji, chętnie podkreślających powagę germańskiego
rodowodu. Kino „Nysa”, naprzeciwko teatru, stało się bardzo swojskie przez
żelazną barierę spływającą z kilu stopni do ulicy, oddzielającą kinomanów od tłumnego atakowania kasy.
Związek z resztą miast
polskich manifestował bardzo tymczasowy, biorąc pod uwagę technologię
wykonawstwa, pomnik żołnierzy radzieckich, przywracających za cenę życia miasto
do macierzy. Został zlokalizowany wraz z małą nekropolą naprzeciwko redakcji
„Gazety Zielonogórskiej”. Wzniesiony z betonu nie mógł zastąpić ani granitu ani
marmuru. Pozostała jedynie świadomość siły militarnej Armii Czerwonej wyrażona wojennym
żelastwem u stóp obelisku, i ofiary żołnierzy, którzy wraz ze sztandarem z
sierpem i młotem symbolizowali nasz obowiązek wdzięczności do Kraju Rad.
Zdobywanie wiedzy o mieście,
jego wartości urbanistycznej i historycznej, ocena architektury, rozłożyło się
na wiele lat. Pierwsze wrażenia pozostały, ale ujawniły brak zawodowej
kompetencji. Nastąpiła konieczność zdobywania wiedzy, która pozwoliłaby
właściwie ocenić walory Zielonej Góry.
Z czasem miasto stawało się
coraz bardziej nasze. Każda rozpadająca się mieszczańska kamieniczka stawała
się raną. Nic tak nie degraduje miasta jak rozpadająca się jego zabudowa.
Troska o zachowanie „Polskiej Wełny” stała się dowodem jak obecnie utożsamiamy
się z naszym miejscem zamieszkania. Podczas wielu prób ratowania dawnej fabryki
była i taka, aby w jej pomieszczeniach zorganizować muzeum poświadczające siłę
ekonomiczną zielonogórskich sukienników. Wystawę taką zorganizowano. Tłem były
pozostałe urządzenia przędzalnicze. Otwierając ekspozycje inicjatorka całego
przedsięwzięcia ze wzruszeniem podkreśliła, że nie jest to pierwszy krok
ratowania tego, co pozostawili nam nasi dziadowie i ojcowie i że naszym
obowiązkiem jest nie dopuszczenie, aby ich trud poszedł na marne. Ten apel
wygłoszony do zebranych mimo kontrowersyjnego rodowodu naszych przodków, został
przyjęty jako pozytywny akt dążący do zachowania potężnej bryły, zwieńczonej
dwoma hełmami, bez których panorama Zielonej Góry byłby znacznie uboższa. Kilka
lat minęło zanim zły los odwrócił się od „Polskiej Wełny” zagrożonej rozbiórką.
Niemiecki ród zasłużonych dla miasta, fabrykantów Forsterów doczekał się znakomitych
polskich prawnuków, dla których historia nie jest już obciążeniem. Ekspozycja w
„Polskiej Wełnie” ukazywała cząstkę ekonomicznych dziejów Zielonej Góry.
Kieszonkowa wielkość
średniowiecznej Zielonej Góry rozpełzła się przedmieściami już w XIII wieku. W
obrębie granic miejskich, być może zamkniętych, albo oznaczonych wałem
drewniano-ziemnym, było siedem uliczek, przy których wznoszono domostwa kryte
słomą. Budulca z okolicznych lasów nie brakowało. Pierwotnie nie planowano
kościoła w obrębie miasta. Wzniesiono go, jak ustalił Stanisław Kowalski, w XIV
wieku. Pół wieku później na miejscu kramów i jatek pobudowano ratusz. Jego
XV-wieczny rodowód stał się atrakcją dla archeologów, urbanistów i architektów.
Z dumą omawia jego rodowód dr.Barbara Bielinis-Kopeć, Wojewódzki Konserwator
Zabytków. – „Tu, w ratuszu, mamy kawałek
średniowiecznego muru, a tam widać renesansową cegłę”, donosi o zauroczeniu
budowlą fachowców, redaktor Tomasz Czyźniewski.
Okres porządkowania miasta
przypada na czasy inwestycyjnej
działalności Henryka Brodatego. Dziejopisowie ustalają czas reformy
lokacyjnej na rok 1222. Piastowskie korzenie miasta nie budzą wątpliwości
podobnie jak doniosła rola małżonki księcia Jadwigi z niemieckiego rodu
książęcego. W tym czasie cały Śląsk przeżywał okres intensywnego porządkowania
starszych układów przestrzennych na modłę Zachodu. Procesy urbanizacyjne są
tego znakomitymi przykładami. Zielona Góra przelała się przez ograniczenia pierwotnym
systemem obronnym tworząc nową linię obwarowań w postaci fortyfikacji ceglano kamiennych,
wznoszonych przez dwa wieki. Impuls nadany przez Brodatego był tak znaczący, że
wyznaczone granice miasta permanentnie stawały się za ciasne. To jest właśnie
specyfika Zielonej Góry, że ze wszystkich ośrodków miejskich na Śląsku, za
wyjątkiem Wrocławia, posiadała najrozlegniejsze przedmieścia. W XVIII wieku
miasto rozwijało się na Górnym, Dolnym i Nowym. W 1800. roku wymieniano już
sześć osiedli rozbudowanych na peryferiach miejskich. Obrzeża miasta zachowały
swoją budowlaną historię będącą świadectwem gospodarczego rozwoju, szczególnie
w okresie kapitalistycznej industrializacji.
U progu XIX wieku 1100.
mieszkańców posiadało własne domostwa, część zlokalizowana była na obszarze
starego miasta a ponad 900. pobudowano na łagodnych wyniesieniach i zboczach,
często wśród winnic, początkowo jako domki winogrodników. Wojny i przemarsze
wojsk zubażały mieszkańców. Czasy pruskiego panowania w świadomości kronikarzy
stały się synonimem pasma nieszczęść. Z okresu wojen napoleońskich zachował się
spis krzywd, jakich doznali mieszczanie. Paradoksalnie, treść tej petycji
skierowanej do cesarza Aleksandra I i króla pruskiego Fryderyka III, stała się
także świadectwem zamożności i zdolności wytwórczych miasta w zakresie
sukiennictwa i produkcji wina. Rajcy miejscy w imieniu miasta domagali się 17.
tysięcy talarów odszkodowania z tytułu zakwaterowania wojsk francuskich i 19
tysięcy talarów za zakwaterowanie wojsk rosyjskich i pruskich, 134 tysięcy
talarów jako zwrot kosztów furażu o łącznej sumie 458 tysięcy talarów w tym za
13 tysięcy par obuwia, 24 tysiące metrów sukna i płótna, 500 tysięcy litrów
wina, 400 cetnarów siana, 170 wołów, 145 koni… Rachunek nie obejmował kosztów
zniszczonych studni, wyciętych drzew w sadach, zdewastowanych domostw,
sprofanowanych kościołów i cmentarzy. Kronikarz miasta August Foerster
odnotował, że przedstawiciele miasta nawet na Kongresie Wiedeńskim, usiłowali
zainteresować stratami Zielonej Góry parlamentarzystów, ale bez żadnych
pozytywnych rezultatów poza bezskutecznym wyrażeniem ogólnego ubolewania nad
skutkami wojny.
Zadziwia szybkość
zabliźnienia ran wojennych.
Po połowie XIX wieku miasto
rozwija się planowo, powstaje większość prężnych zakładów przemysłowych.
Modernizowana przez pocztę komunikacja szosowa Berlin-Wrocław i linia kolejowa
Wrocław-Szczecin uruchomiona w 1871. roku stworzyły miastu dogodne połączenie
europejskie. Aleja Niepodległości jest doskonałym, wręcz laboratoryjnym
przykładem połączenia ulicy wyjazdowej z ośrodka miejskiego w kierunku jego miastotwórczych
możliwości. Tę możliwość bogaci mieszczanie, z kapitalnym wyczuciem
wykorzystali dając temu wyraz w architekturze kamienic czynszowych a w szerszym
zaś zakresie, w elitarnych willach.
Na planie miasta z lat 1869-71.
przy ulicy Grosse Bahnhofstrasse zaznaczono obiekty, które wzniesione zostały
nieco później aniżeli zaznaczono je na planie. Świadczy to, że plan został
sporządzony jako etap rozwoju miasta, a lokalizację budynków przewidziano jako
zaplanowany rozwój przestrzenny na drodze prowadzącej z miasta do dworca. Z
opisu załączonego do mapy opracowanego przez Tomasza Czyżniewskiego z roku
2005. - „Pierwszy pociąg wjechał na dworzec kolejowy w Zielonej Górze 1
października 1871 roku. Wtedy po kilkudziesięciu latach starań uruchomiono
odcinek linii kolejowej Głogów-Zielona Góra-Czerwieńsk…. W latach 90. XIX wieku
rozbudowano torowiska, zaplecza, powstała lokomotywownia. Miasto otrzymało
duży, dwukondygnacyjny dworzec. Parter w całości przeznaczony dla podróżnych
mieścił dwie restaurację, kawiarnię poczekalnię i kasy biletowe. Plac przed
dworcem był przystankiem początkowo konnych osinobusów jeżdżących po mieście”.
Pionierem badań nad historią
Zielonej Góry traktowanej z troską spójności mieszkańców z niemiecką
przeszłością, był Jerzy Piotr Majchrzak. Jego przesłaniem było, aby tradycja
kulturalna, ta z siedemset letnią metryką i ta sprzed lat pięćdziesięciu, stała
się własnością obu narodów.
Nadzwyczaj ważną, aktualną
działalnością w dziedzinie upowszechniania historii, z określeniem naszej
tożsamości, z wpisaniem w mentalność europejską, jest cykl „Subiektywny
przewodnik po Zielonej Górze” będący nieco inną jakością „Spacerów po Zielonej
Górze” i „Czwartków z historią”, kontynuowany przez Tomasza Czyżniewskiego, w
Gazecie i ostatnio w Magazynie Gazety Lubuskiej. To nie tylko opis lokalnego
krajobrazu, ale poszukiwanie w kulturze ducha miejsc wzmacniających
zakorzenienie nas w małej ojczyźnie. Nie dziwi przeto częste odnoszenie się do
historii z materialnym konkretem w postaci architektury w myśl prawdy, że im się
więcej wie tym więcej można zobaczyć. Skrupulatne, obiektywne artykuły,
wspierają swoją wiedzą, co zawsze jest zaznaczone [alfabetycznie], Stefan
Dąbrowski-historyk archiwista, Zbigniew Bujkiewicz-historyk archiwista,
Stanisław Kowalski-historyk sztuki, Wiesław Myszkiewicz-historyk muzealnik,
Zdzisław Piotrkowski-historyk regionalista.
W zależności od tematu Tomasz Czyżniewski, dobierał jako informatorów
fachowców, aby zrekonstruować obraz naszego miasta jako cząstkę szerokich
dziejów związanych z historią ziem nadodrzańskich.
Al. Niepodległości jest ekskluzywnym
fragmentem sieci miejskiej, niezwykle istotnym w procesie urbanistycznego
poszerzania obszaru anektowanego przez miasto na rzecz mieszkańców należących
do jego elity. Materiałem źródłowym stały się ubiegłowieczne ksiągi budowy i
zapisy Policji Budowlanej, ksiągi adresowe XX wieku, archiwalia z Państwowego
Archiwum w Kisielinie, zachowana we fragmentach dokumentacja urbanistyczna w
Bibliotece Wojewódzkiej i kserokopie wszelkich dokumentów dotyczących własności
miejskiej, gromadzone w Dziale Historycznym Muzeum Ziemi Lubuskiej. Na
podstawie danych z katastru podatku budynkowego z 1910, roku Zbigniew
Bujkiewicz odtworzył listę mieszkańców inwestujących przy tej ulicy we własne nieruchomości
a w tabeli ukazał dynamikę zmian struktury własnościowej domów położonych przy
al. Niepodległości w latach, od 1910. roku do 1937.
Zaznaczył także, że al.
Niepodległości, „Reprezentacyjna ulica Zielonej Góry należała do jednej z
młodszych ulic w mieście – i dalej, że - największa grupę inwestorów stanowili
przemysłowcy”.
Herman Brandt, właściciel browaru,
Johanna Brand,
współwłaścicielka fabryki trykotaży i makaronu w Otyniu. Za jej posesją
mieszkał Louis Laskau, właściciel banku,
Friedrich Bruck, lekarz,
właściciel prywatnej kliniki,
Gustaw Fritze, przemysłowiec,
właściciel fabryki sukna,
Aleksander Gruschwitz, fabrykant
sukienniczy,
August Hanke, handlowiec,
Selma Heider, żona kupca,
spadkobierczyni,
Karl Lorens, budowniczy,
właściciel cegielni,
Johannesa Mannigel, kupcowa
po Georgu, bankowcu i hurtowniku
Karl Muhle, budowlaniec, architekt,
konstruktor, właściciel parceli,
Ernst Pilz, cukiernik,
właściciel wytwórni koniaków, winiarz,
Hans Chimer, lekarz,
Herman Suckel, muzyk,
organista,
August Wagner, ordynator szpitala.
Obok Wiednia i Paryża, Berlin
stał się wzorcem kosmopolitycznej architektury. Wille zielonogórskich bogaczy
przejawiły ich estetyczne upodobania związane z imperialną polityką Niemiec,
ukazującą przyspieszony rozwój ośrodków, które postawiły na przemysł.
Charakterystyczny stał się wystrój dopuszczający sąsiedztwo stylów i epok.
Barokowe uplastycznienie elewacji stało się dominującym elementem wystroju. W
Zielonej Górze tylko jeden budynek [naprzeciwko redakcji Gazety Lubuskiej, al.
Niepodległości 26.] stylowo odbiega od pozostałych w ciągu całej ulicy, oraz przynależy
raczej do nurtu związanego z secesją. Bogate formalnie elewacje wzbogacano
rzeźbiarskimi elementami, albo jak w wypadku reprezentacyjnej willi rodzinnej
Gruschwitzów [al. Niepodległości 36] wolno stojącymi, w specjalnie zakompowanymi
w elewacji, niszami przewidzianymi do alegorycznej wyobraźni. Różniące się
elewacje wzbogacano podobnymi, aczkolwiek różniącymi się w detalu, wozonami,
sterczynami oraz tralkami, których nie brakło, prawie w żadnej kamienicy. Płytkie
wnęki służyły do umieszczania elementów dekoracyjnych. Były to jednak formy
przemyślane, czyniące wrażenie, że panowała jakaś jedna skoordynowana myśl,
eliminująca niekontrolowane spontaniczne działanie. Beton i stal okazały się na
tyle pomocne, że budowniczowie mogli realizować swoje śmiałe zamysły
konstrukcyjne, szczególne w zadaszaniu wznoszonych budynków. Architekci i
budowniczowie okazali wiedzę z zakresu historii, rzemiosła i technologii,
odrzucili wszelkiego typu udziwnianie oraz krzykliwą demonstrację bogactwa. Zachowali
poczucie smaku i umiaru. Nadali, generalnie architekturze al. Niepodległości
jednolita koncepcje estetyczną z szacunkiem do starannego rzemiosła. Rozwój
dekoracyjnej sztukaterii stworzył także nieograniczone możliwości plastycznego
wzbogacania sufitów, ścian czy dekorowania klatek schodowych. Na podstawie
wypełnianych przeze mnie konserwatorskich Białych Kart, w najokazalszych budynkach [al. Niepodległości 36. ongiś siedziba
Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej [ było takie, nawet pożar nawiedził to
miejsce, zmieniając formę dachu] 22,
użytkowany przez Naczelną Organizację Techniczną i 21.gdzie gospodarzem jest
Szkoła Muzyczna], sztukaterie wykonywane z gipsu nadawały pomieszczeniom cechy
stylowe, wzbogacając szczególnie reprezentacyjne wnętrza. Fryzy, ornamenty,
plafony, plecionki, kartusze, hermy, maszkarony, kasetony, cały bogaty zestaw
produkowany seryjnie w Zielnej Górze, w warsztatach Karla Lerenza i Karla
Muhle, stwarzały wrażenie i zapewne tak było, że obaj ci zasłużeni
budowniczowie realizowali podobną lub zbliżoną koncepcję estetyczną. Podobna
stylizacja roślin, głowice na kolumnach, filarach, listwach i lizenach, opaski
na obramieniach okiennych, profile zewnętrzne gzymsów, zdają się to subiektywne
odczucie potwierdzać.
Dla potrzeb Służby
konserwatorskiej robiąc inwentaryzację wybranych kamienic na tej elitarnej
ulicy, zachwycałem się wystrojem wnętrz reprezentacyjnych pomieszczeń. Celowy
przepych, [czy to nie oksymoron] sugerujący prostotę. Dominująca biel, linie
klasyczne, liczne popiersia i kariatydy, to echo neoklasycyzmu i stylu
określanego jako empire. Wszystko tchnie uznaniem, wręcz fascynacją do sztuki
greckiej. Ten zapis odczytywałem w kolumnach,
głowicach i bazach, a także w organizacji wejść i spiętych nad nimi łukach, w majestacie
równowagi antycznego przekazu. Tomasz Czyźniewski, w swojej subiektywnej
historii, przewodniku po Zielonej Górze, opisał układ przestrzenny „jednej z
najpiękniejszych willi w mieście”, dom, rezydencję, Carla Lorenza .[Gazeta Lubuska,
12 listopada 2010] Opis dotyczy budynku użytkowanego przez NOT przy al. Niepodległości, naprzeciw Szkoły
Muzycznej. Wystrój sali reprezentacyjnej Szkoły, ozdobionej bogatym plafonem,
jak również bogate i zdobne wnętrze, pozwala zaliczyć tę kamienicę, ze względu
na elewację i fasadową organizację wejścia do budynku, od strony BWA, do
najpiękniejszych obiektów przy tej ulicy. To znakomitych wyposażeń w zdobnictwo
architektoniczne należy obiekt użytkowany przez dawne Towarzystwo Przyjaźni
Polsko Radzieckiej, którego bryła została zniekształcona pożarem, po którym
zmieniono linię dachu. Nie potrafię opisać zachwytu jaki przeżywałem
wypełniając rubryki, tak zwanych Białych Kart, nie tylko tych budynków, o
których wspominam, ale wiele jeszcze innych zabytkowych kamienic. Jednak
zabudowa al. Niepodległości, dawnej Bahnhofstrasse, uczyniła z prowincjonalnego
miasta europejskie standardy końca XIX-wieku.
Potencjał ekonomiczny i
cywilizacyjny miasta, niestety, ale nie objawił się gmachami użyteczności
publicznych w postaci na przykład, filharmonii, reprezentatywnych banków czy
hoteli. Muzeum także nie należało do programu zabudowy tej ulicy. Gmach będący
teraz jej adresem powstał na działkach trzech budynków, i z rysunku
technicznego elewacji z roku 1874 wynika, że przebudowa dokonywała się w przeciągu
kilku lat. Likwidacja ostateczna trzech kamieniczek doczekała się projektu i
realizacji przebudowy w roku1888. Rok później na tympanonie, nad głównym
wejściem umieszczono datę nadania elewacji jednolitego eklektycznego
charakteru. W gmachu tym służącym celom administracyjnym i finansowym
najważniejszą część budynku zajmowało starostwo. Muzeum Ziemi Lubuskiej
zaistniało na tej ulicy dopiero w roku1959.
Teatr, odbiegający od
estetyki ulicy, wybudowano według awangardowego projektu z lat 1923-26.
Inwestycję rozpoczęto w roku 1928. Oficjalne otwarcie Stadthalle, według planu
Oskara Kaufmanna, nastąpiło w 1931.roku. Obiekt był, jak byśmy powiedzieli
dzisiaj, wielofunkcyjny. Kino, sala sesji Rady Miejskiej, wykorzystywana w
czasie różnych narad czy konferencji. Tutaj realizowano program ważniejszych delegacji wizytujących miasto.
Zespoły artystyczne z Berlina, Wrocławia, Legnicy czy Zgorzelca, miały
garderoby teatralne, niezbędną infrastrukturę sceniczną, aczkolwiek miasto nie
miało stałego teatru. Gospodarzem była spółka akcyjna Teatr Miejski. Dochody
czerpała z biletów kinowych, konkurując ze stałym kinem zbudowanym po drugiej
stronie ulic, przez braci restauratorów, Karla i Richarda Bohrów w 1921.roku.
Elewacja kina, dosyć płaska posiadała wysoko, bo aż pod dachem, nad owalnymi
oknami, stiukową dekorację z elementami winnej latorośli wyraźnie nawiązując do
tradycyjnej uprawy ze średniowieczną metryką. Warto dodać, że miasto liczyło
wtedy 25 tysięcy mieszkańców. Sala kinowa posiadała ponad 600 miejsc stałych a
kino-teatralna, na parterze dysponowała 565. miejscami i 160. na balkonie.
Obiektem odbiegającym formą
od architektury ulicy jest kościół Najświętszego Zbawiciela, zaprojektowany
przez Wilhelma Osffelda i Wolfganga Wagnera. Ciężkie monumentalne wejście
prowadziło do świątyni, która mogła pomieścić 800 wiernych na parterze i 400
osób na emporach. Prace murarskie wykonywała firma Karla Lorenza, który przy
ulicy al. Niepodległości, posiadał pięć budynków a jedna z nich była zlokalizowana
naprzeciwko kościoła. Fundatorem świątyni był Georg. Beuchelt, który ze
skromnego warsztatu od 1876. roku, w 40 lat później stał się właścicielem jednego
z najpotężniejszych zakładów metalurgicznych w Niemczech. Podczas pierwszej
wojny światowej ze 1200 zatrudnionych pracowników, 700 mężczyzn powołano do
wojska. Poległo 110 żołnierzy. Georg Beucheld zmarł bezpotomnie w 1913. roku,
zapisując w testamencie 50 tysięcy marek w złocie na budowę kościoła,
pamiętając o ofierze życia poniesionych przez jego pracowników. Testament
zrealizowała jego siostra Liddy Beuchelt. Na początku 1917. roku uroczyście
poświęcono zakończenie budowli. Potem jeszcze montowano zegar Augusta Hausmanna
i organy Gustawa Heinze z Żar. Dzwony pochodzą z odlewni w Bochum.
Liddy Beuchelt odkupiła od
Karla Lorenza willę tworząc w topografii tej ulicy symboliczny znak życia
wspartego o kościół, popartego znaczącą donacją
W kierunku do centrum, po tej
samej stronie ulicy, co lokalizacja kościoła, wzniesiono imperialny monument potomka
Hohenzollernów, króla pruskiego, od 1871. roku cesarza wielkich Niemiec. Zamordowany
został przez artystę malarza w 1888roku. Stał naprzeciwko dzisiejszej ulicy
Bankowej, zamkniętej przez cmentarz, wśród zieleni na Kaiser Wilhelm Platz.
Jego cokół został ogrodzony łańcuchami rozpiętymi na kilkunastu kamiennych
pachołkach, sugerujących, że dostęp do Kaisera, jest chroniony i utrudniony
jego autorytetem. Jednakże w czasie pierwszej wojny światowej szlachetny metal
przetopiono na bomby i pociski. Nazwę zmieniono na Freiheitsplatzi, zaś w
latach trzydziestych na Hindenburgplatz, dzisiaj Bohaterów.
Wszystkie budynki posiadają
zróżnicowane w niewielkim stopniu, cokoły. Najwyższy, nadziemny człon,
wysunięty poza lico muru wyodrębniony został w dziesięcioosiowej elewacji
budynku al. Niepodległości 10 nadając frontonowi monumentalny charakter. Cokoły
zupełnie gładkie podzielone poziomymi pasami oddzielane są od części parterowej
budynku wyraźnymi gzymsami. Bazy budynków nr 24 i nr27 jak również cokoły
gmachu Muzeum Ziemi Lubuskiej oraz Szkoły Muzycznej należą do tej grupy.
Natomiast wyróżniony został budynek dawniejszej służby zdrowia nr 16 cokołem
wyjątkowo dekoracyjnym. Trzy poziome fazowane gładkie pasy oddzielono pasami o
powierzchni gruzełkowatej. Wyodrębniony wyraźnie cokół budynku NOT-u nr 22
oddzielony został od pierwszej kondygnacji balustradą ze ślepymi tralkami.
Budynek nr 24 posadowiony został na cokole wzmocnionym filarkami, oraz gzymsem
obiegającym bryłę budynku do bocznego ryzalitu, w którym są drzwi ejściowe
przykryte metalowym daszkiem, pod którym zachowała się stolarka z epoki. Bogate
drzwi wejściowe ze świetlikami, zachowały się w budynkach nr. 16 i nr 36 Pierwsze z nich wzbogacone portykiem,
przyściennymi kolumnami, zamknięto trójkątnym tympanonem. Drugie obejmują
kolumny dźwigające bogate nadproże ze ślepymi arkadkami. Wszystkie wejścia do
budynków, z zasady zostały wzbogacone elementami architektonicznej dekoracji w
formie nadproży, półkolumn, pilastrów czy lizen. Każdy z tych obiektów mógłby
stać się tematem do oddzielnego studium.
Prawie regułą się stało, że
fasady budynków wzbogacały ryzality, nadając elewacji bardziej lub mniej
dynamiczną formę. Środkowy i boczny sięgający gzymsów pierwszej kondygnacji rozczłonkował
architektoniczny układ przestrzenny budynku nr 23 Wejście zostało
zorganizowane, także w wysuniętym nieco poza lico ściany dodatkowym portykiem.
Rozwiązania niespokojnych elewacji za sprawą ryzalitów dotyczą budynków nr 24 i
nr 13 aczkolwiek za każdym razem nieco odmiennie. O ile w tych przykładach
wysunięte części budynków podporządkowane zostały ogólnej koncepcji wzbogacania
elewacji to przy obiekcie nr 33 potężne pylony-ryzality odgrywają dominującą
rolę wizualną, spinając bryłę architektury. Pomiędzy tymi pionowymi akcentami
wyciągniętymi poza kalenicę dachu, połączono głębokie zacienione balkony.
Wysoki gładki cokół nadał całości mocny, prawie obronny charakter.
Ryzality budynków nr 34 i nr 35
służą podkreśleniu spokojnej, wręcz rekreacyjnej funkcji tej partii budynku.
Ryzalit na rzucie półkola Szkoły Muzycznej, zwieńczony tralkami, sięgający
pierwszej kondygnacji, ogranicza powierzchnie balkonu. Analogicznie przy
budynku Przychodni nr 23 ryzalit na rzucie czworoboku, wieńczy dekoracja z ornamentem
okuciowym między tralkami. Na balustradzie, jako przedłużenie konstrukcyjnych
filarków, kamienne wozony. Wyjątkowo bogaty ryzalit, sięgający od schodów
parteru aż po drugą kondygnację, zorganizował elewację Redakcji Gazety
Lubuskiej. Kolumny i filary przyścienne ochraniają wewnętrzne balkony. Górny
otwarty, ograniczony został balustradą tralek Bogate są także dwukondygnacyjne
wykusze budynku Telekomunikacj Polskiej S.A. nr 10 Dwa zamknięte balkony na wysokości dwóch kondygnacji,
ozdobione datą 1896 nadają fasadzie dostojny, nieco surowy, monumentalny wyraz.
Białe otynkowane elementy dekoracyjne, na tle czerwonych klinkierowych cegieł,
uzupełniają to odczucie. Podobnie działają duże dziewięciostopniowe schody,
sięgające ponad okna pomieszczeń w przyziemiu, wybiegające przed piątą oś
budynku.
Elementem użytecznym w
fasadach budynków są balkony. Zawieszone na kamiennych wspornikach lub
betonowych płytach. Balkon budynku nr 24 dźwigany jest przez cztery dekoracyjne
wsporniki. Pełna dekoracyjna balustrada powtarza florystyczny ornament
umieszczony pod organowym gzymsem kalenicy. Balkony z ażurową siatką balustrady
stały się praktyczną ozdobą budynków nr 26 nr 31 i nr 32 Natomiast trzy płynne
balkony obejmujące narożnik budynku Centrum Medycznego nr 1 były tak
akceptowane, że grafik Gerhard Reisch namalował je w roku 1924. od strony
dzisiejszej ulicy Żeromskiego, ukazując nam fragment miasta ze słynny grzybkiem
i budynkiem jeszcze istniejącym, w miejscu bramy miejskiej.
Bogactwem fasad są pełne lub
ślepe arkady na wielu budynkach. Reprezentatywne wręcz na gmachu Muzeum i
Redakcji. Rytm i układ okien, wzbogacony nadprożami, półokrągłymi łukami albo
prostokątnymi oknami z bogatą stolarką i wyraźnymi ławami podokiennymi,
decydują o randze budynku.
Dachy kamienic to nie tylko
przekrycie, lecz cały system konstrukcyjny wyrażający się w załamanych połaciach,
wśród, których istotną funkcję spełniają mansardy i lukarny. Strych mieszkalny
budynku nr 22 doświetlają facjaty oknami objętymi pilastrami, nad którymi dominują
trójkątne tympanony. Pochyła połać przechodzi w płaski dach okolony metalową
żeliwną balustradą. Bryła budynku nr 32 składa się z trzech wyodrębnionych
pokryciem dachowym segmentów. Dwuspadowe wysokie połacie doświetlone zostały
szczytowymi oknami dekorowane lizenami, wzbogaconymi na pierwszej kondygnacji
kandelabrowymi ornamentami. Okna w elewacji frontowej przykryto tympanonami, w
których zamknięto stylizowane głowy kobiet. Małe facjatki doświetlające strych
pokryto namiotowymi daszkami zakończonymi kulami. Narożniki ścian, od cokołu aż
po organowy gzyms wzmocniono wyraźnym boniowaniem w postaci kostek o dwóch
wymijających się wymiarach. Bogaty tympanom wieńczy dach nr 24 Właściciel
obiektu, Herman Suckel, muzyk, zamieścił w nim kartusz w formie przyjętej dla
herbów rodowych z wyobrażeniem liry, adorowanej z obu stron przez anioły. Pod
dachowym gzymsem fryz w postaci roślinnych wici zakomponowany w prostokątny pas
z maszkaronami w centrum, powielany na dwóch elewacjach. Budynek jest
narożnikowy [al. Niepodległości i Plac Bohaterów].
Tym samym motywem udekorowano
ławy podokienne, balkon i konsole go podtrzymujące. Kopulasty dach na budynku
nr 16 [narożnik ul. Dr. Pieniężnego i al. Niepodległości] styka się z silnymi mansardami. Facjaty o podobnej formie
powtórzono po trzykroć, na płaskim dachu. Bogatą formę reprezentuje dach
posesji nr 23 Strych doświetlają trzy facjatki. Nad balkonowym ryzalitem
wniesiono wysoki dach namiotowy, łamany, którego strych wzbogacono ozdobną mansardą.
Ryzality budynku nr 31 przykryte zostały dachem dwuspadowym z naczułkami
wysuniętymi poza kalenicę środkowej części budynku. Górne trójkątne pola
wypełniono szablonową sztukaterią drewnianą, zawieszoną nad dwoma okrągłymi
okienkami. Pięć prostokątnych okienek umieszczonych pod płaskim dachem.
Dekoracyjnie wykorzystywano w
nielicznych wypadkach, także konstrukcję szachulcową. Zaczernione drewno
efektownie kontrastowało z jasnym tynkiem.
Opis i interpretacja ideowa
ornamentów plastycznych dekorujących elewacje nie nastręcza trudności. Schematyczne powtórki tych samych elementów i
motywów ograniczających się do splotów wici roślinnych, nie stają się treścią
do specjalnie pogłębianych refleksji czy spekulacji.
Orgia motywów dekoracyjnych
na budynku nr 33 ogranicza się do powielania stylizowanych krzewów różanych
rozmieszczonych na całej elewacji, w postaci kwadratowych czy prostokątnych pól
gdzie tylko wolne pola ścian na to zezwoliły. Jedynie boczna elewacja budynku
nr 34 wzbogacona została prostokątnym obramowanym polem z rzeźbiarskim motywem
girlandy z festonami oraz dwoma tondami, gdzie wśród bogatej flory bawią się
dzieci, względnie aniołki. Fryzy tego budynku są o tyle odmienne, że wśród
groteskowych motywów roślinnych umieszczono maszkarony odmiennej płci.
Ornamentyka architektoniczna
fasad domów czynszowych i reprezentacyjnych posesji majętnych posiadaczy
zlokalizowanych przy al. Niepodległości, przywodzi na pamięć architekturę
Grecji i Rzymu. Stosowane formy architektonicznej dekoracji zostały
upowszechnione w renesansie, klasycyźmie, manieryźmie i baroku.
W tym zakresie pole badawcze
jest niezwykle szerokie dla każdego budynku z osobna z uwzględnieniem
kasetonowych stropów i rozplanowaniem reprezentacyjnych pomieszczeń. Doskonała
szkoła dla uczniów Technikum Budowlanego.
Zachwyt zielonogórskich
pionierów aleją Niepodległości dotyczył magnolii oraz wybranej zróżnicowanej zieleni
przed pięknymi budynkami. Nostalgia za rzekomo spokojną ulicą a przecież
wiadomo, że była ciągiem komunikacyjnym od stale przepełnionego dworca do
centrum miasta z przystankiem autobusowym na wprost ratusza. Eliminacja ruchu z
Rynku nastąpiła w latach 70. Znacznie
później położono płyty na części al. Niepodległości i wyłączono z ruchu ul.
Kupiecką. W każdym razie nie od razu stworzono przestrzeń społeczną, w której
zaistniały fontanny i rzeźby.
Parę lat temu wydało mi się ,
że do Zielonej Góry przybył artysta światowego formatu. Bułgar, obywatel
amerykański, Christo i opakował seledynową folią budynek PSL-u nr 27 Powstała w
ciągu ulicy niepokojąca kubistyczna bryła. To był jednak tylko remont. Gdy się
skończył to odsłonięto odartą ze skóry kamienicę. Od tego czasu każdy remont
napawa mnie strachem podobnie jak rozbudowa doskonale mieszczącej się w skali
ulicy kamieniczki nr13 Może jednak nie
będzie tak źle. Można się bowiem pomylić zbyt pospiesznie wypowiadając opinie.
Doświadczył tego artysta krakowski, Stefan Papp, kiedy podczas Złotego Grona
[lata 60.] ostro zareagował na wycinanie starych lip, tworzących szpaler wzdłuż
ulicy. Papp widząc jak padają, podobnie jak stary drzewostan na krakowskich
Plantach, wydrukował konspiracyjnie dziesiątki
klepsydr i przykleił nocą, z grupą wywrotowców, na ocalałe drzewa. Z treści
wynikało, że prosi o przedłużenie życia i zatrzymania procesu umierania przez
pozbawienie tlenu mieszkańców Aleja Niepodległości. Dla artysty była to akcja w
sferze ducha, i jak byśmy dzisiaj powiedzieli, ekologii. Dla władzy było to
wrogie działanie polityczne, toteż od rana nieznani sprawcy i ludzie w
czerwonych kamizelkach śpiesznie starali się poodrywać przyklejone do drzew
klepsydry. Prawie wszystko wtedy było kiepskie to, dlaczego klej miałby
stanowić wyjątek?. Parę lat później w warszawskiej Zachęcie oglądałem
ekspozycję malarstwa, rysunku i rzeźby, Stefana Pappa. Na jednej ścianie dużą,
fotograficzną wystawę. Ludzie zdzierali z drzew klepsydry nie różniące się od
tych, które istotnie zawiadamiały o realnej osobowej śmierci. Obok ściany stał
blaszany kosz na śmieci rodem z PRL-u, wypełniony zielonogórskimi klepsydrami,
które jakimś cudem zdobył Artysta od robotników zatrudnionych przy tej słusznej
robocie.
Al. Niepodległości jest pełna
ruchu i życia. Czy utuliła tęsknotę pionierów za słodkimi magnoliami i
ogródkami ogrodzonymi metalowymi ażurowymi balustradami.
Korzystałem z literatury:
Barbara Bielinis-Kopeć.
Zabytki Zielonej Góry. Zielona Góra 2005.
Tamże Stanisław Kowalski.
Miasto zabytków.
Zbigniew Bujkiewicz.
Krajobraz materialny i społeczny Zielonej Góry od końca XVIII do połowy XX
wieku. Zielona Góra 2003.
Zielona Góra i okolice. Praca
zbiorowa. Verbum. Zielona Góra 1999.
Także z cyklu artykułów
Tomasza Czyżniewskiego – Spacer ulicami Zielonej Góry, zamieszczanych w Gazecie
Lubuskiej.
Temat konsultowałem ze
Zbigniewem Bujkiewiczem, Stanisławem i Tomaszem Kowalskim oraz Wiesławem
Myszkiewiczem.
Pawłowi Trzęsimiechowi
dziękuje za bardzo dobre fotografie budynków przy omawianej ulicy.